Obwód V Mokotów. Okręg Warszawa AK. Obwód V - Mokotów "XXV". ppłk kaw. Aleksander Hrynkiewicz "Przegonia".: 1942 - 18 sierpnia 1944 r. (formalnie). p.o. ppłk Stanisław Kamiński "Daniel".: 5 – 18 sierpnia 1944 r. ppłk Józef Rokicki "Karol".: 19 sierpnia - 26 września 1944 r. p.o. mjr Kazimierz Szternal "Zryw".: 26 – 27 września
Decyzję polskiego rządu docenił szef MSZ Izraela Jair Lapid. ZO ONZ przyjęło 20 stycznia rezolucję, która ma „zachować prawdę o Holokauście, walczyć z jego negowaniem i zniekształcaniem historii oraz edukować przyszłe pokolenia”. Ambasador Polski przy Organizacji Narodów Zjednoczonych zaznaczył, że „treści rezolucji
Polska uznaje za niezbędną zdecydowaną reakcję społeczności międzynarodowej na wydarzenia na Morzu Azowskim poprzez wzmocnienie sankcji wobec Rosji - powiedział w sobotę w Kijowie szef MSZ Jacek Czaputowicz. Szef polskiej dyplomacji przebywał od piątku z wizytą w stolicy Ukrainy. W piątek wieczorem spotkał się tu z premierem Ukrainy Wołodymyrem Hrojsmanem; w sobotę odbył z kolei rozmowy z ministrem spraw zagranicznych Pawłem Klimkinem i prezydentem Petrem Poroszenką. Wizyta Czaputowicza odbyła się niespełna tydzień po tym, gdy w Cieśninie Kerczeńskiej rosyjskie siły specjalne ostrzelały i zajęły trzy małe ukraińskie okręty płynące z Odessy do ukraińskiego portu w Mariupolu nad Morzem Azowskim. Według władz Rosji okręty wpłynęły na jej wody terytorialne, czyli 12-milowy pas wód przybrzeżnych. Ukraina uznała z kolei działania Rosji za akt agresji. W poniedziałek Ukraina ogłosiła 30-dniowy stan wojenny na części swych terytoriów: obszarach graniczących z Rosją i separatystycznym Naddniestrzem w Mołdawii oraz w obwodach leżących nad Morzem Czarnym i Azowskim. Na konferencji prasowej po sobotnich rozmowach z Klimkinem Czaputowicz oświadczył, że Polska uznaje za niezbędną "zdecydowaną, mocną i jednoznaczną" reakcję społeczności reakcję społeczności międzynarodowej na wydarzenia na Morzu Azowskim "poprzez wzmocnienie sankcji wobec Rosji". Rosja musi zrozumieć, że agresywna polityka przyniesie konsekwencje i spotka się ze zdecydowaną odpowiedzią społeczności międzynarodowej - argumentował polityk. Zapowiedział też, że Polska będzie podnosić sprawę rosyjskiej agresji na Morzu Azowskim na przyszłotygodniowym spotkaniu szefów MSZ państw Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jak dodał minister, kwestia ta będzie też jednym z tematów czwartkowego spotkania OBWE w Mediolanie oraz planowanego na 10 grudnia najbliższego spotkania unijnej Rady ds. Zagranicznych. "Innymi słowy, będzie na pewno silny głos społeczności międzynarodowej wykazujący poparcie dla działań Ukrainy i potępiający niezgodne z prawem międzynarodowym działania Rosji" - zapewnił Czaputowicz. Z kolei Klimkin podkreślił, że wysiłki Ukrainy są kierowane na "wzmocnienie fali nacisku międzynarodowego na Rosję", który spowoduje zwolnienie zatrzymanych na Morzu Azowskim ukraińskich żołnierzy oraz zwrot przechwyconych okrętów. Przekonywał też, że Rosja "nie może uniknąć kary za akty swojej agresji", wskazując w tym kontekście na potrzebę wprowadzenia nowych sankcji na ten kraj. Szef ukraińskiej dyplomacji zapowiedział ponadto, że w przyszłym tygodniu w Brukseli spotka się z ministrami spraw zagranicznych NATO. "Będę wymagać nie tylko potępienia (działań Rosji - PAP), bo to już miało miejsce; będę prosić o dodatkowe działania, w szczególności zaproponuję kilka efektywnych możliwości naszej współpracy z NATO" - mówił szef ukraińskiej dyplomacji. Ukraina powinna bowiem - według niego - "stopniowo czynić kroki mające na celu stanie się w przyszłości wschodnią flanką NATO". Klimkin podziękował też Czaputowiczowi, że odwiedził Ukrainę jako pierwszy minister kraju członkowskiego UE "bezpośrednio po ostatnich aktach agresji ze strony Rosji" oraz za to, że Polska przyczyniła się do szybkiego zwołania posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ ws. incydentu na Morzu Azowskim. Czaputowicz oświadczył na konferencji, że w trakcie rozmów obaj politycy zgodzili się "co do negatywnej oceny projektu Nord Stream 2". "Ta agresja w Cieśninie Kerczeńskiej powinna przypomnieć czy też pokazać tym, którzy są zaangażowani w ten projekt, do czego Rosja jest zdolna" - przekonywał Czaputowicz. Pytany, co może zrobić społeczność międzynarodowa, żeby zatrzymać realizację niemiecko-rosyjskiego gazociągu, szef MSZ zaznaczył, że wspólnota międzynarodowa jest w tej kwestii podzielona. Ocenił jednak, że - w kontekście ostatnich wydarzeń na Morzu Azowskim - "jest szansa na zatrzymanie tego projektu". Klimkin podkreślił, że Polskę i Ukrainę łączy "wspólne stanowisko wobec rosyjskich manipulacji, w szczególności manipulacji niektórymi politykami zachodnimi mającymi na celu uzyskanie wsparcia dla projektu Nord Stream 2". "Nord Stream 2 to jest pętla gazowa dla Europy, a gaz rosyjski dla Europy ma charakter gazu paraliżującego, podobnie jak Nowiczok" - dodał szef ukraińskiej dyplomacji. Jak ocenił, konieczne jest dążenie do niezależności energetycznej, zwiększanie wydobycia własnego gazu. "A w sytuacji, kiedy nie będzie nam wystarczać tego gazu, powinniśmy go uzyskiwać za pośrednictwem państw cywilizowanych, chociażby takich, jak Polska" - przekonywał Klimkin. Wśród tematów poruszonych podczas swojego sobotniego spotkania ministrowie wymienili też sprawy historyczne, w tym kwestię zezwolenia na poszukiwania i ekshumacje Polaków na terytorium Ukrainy. "Szukamy porozumienia w tej kwestii" - oświadczył Czaputowicz na konferencji. Jak poinformował, zrzeszające ekspertów obu stron Polsko-Ukraińskie Forum Partnerstwa zostało poproszone przez szefów MSZ o "przedstawienie rekomendacji", dot. właściwej drogi do jak najlepszego rozwoju obopólnych stosunków. Do spraw historycznych odniósł się w swoim wystąpieniu również Klimkin, który podkreślał, że Polska i Ukraina nie powinny się bać swojej historii i powinna ona być przedmiotem pracy historyków. "Jednocześnie chcę podkreślić, że swoją historię pojmujemy zgodnie z naszym punktem widzenia i nigdy nie pozwolimy na interpretowanie naszej historii; tak samo, jak szanujemy historię innych krajów i nie ingerujemy w jej interpretację" - zaznaczył szef MSZ Ukrainy. Jak dodał, wzajemny szacunek wymaga także, by Polska dbała o opiekę nad pomnikami ukraińskimi na swoim terytorium, a Ukraina - wspierała Polaków w ich pracach poszukiwawczych i ekshumacyjnych na Ukrainie. Klimkin oświadczył też, że Kijów liczy na rozpatrzenie przez polski Trybunał Konstytucyjny zapisów nowelizacji ustawy o IPN dot. zaprzeczania zbrodniom ukraińskich nacjonalistów, które - jego zdaniem - są dyskryminujące dla strony ukraińskiej. "Ale rozumiemy też emocje strony polskiej związane z tymi sprawami, które ją interesują; w szczególności rozumiemy naszą odpowiedzialność dot. podejmowania właściwych decyzji chociażby w takich kwestiach jak polskie lwy na Cmentarzu Łyczakowskim" - zaznaczył szef ukraińskiej dyplomacji. Jestem przekonany, że w tej kwestii Forum Polsko-Ukraińskie wypracuje odpowiednie rekomendacje - dodał. Obaj ministrowie zgodzili się także, że granica między Polską a Ukrainą powinna "łączyć a nie dzielić" te państwa i zapowiedzieli działania na rzecz udrożnienia ruchu granicznego. Między Warszawą i Kijowem od wiosny 2017 r. trwa spór wokół zakazu poszukiwań i ekshumacji szczątków polskich ofiar wojen i konfliktów na terytorium Ukrainy, wprowadzonego przez ukraiński IPN. Zakaz został wydany po zdemontowaniu pomnika UPA w Hruszowicach, do którego doszło w kwietniu 2017 r. Rozwiązaniem sporu ma zajmować się polsko-ukraińska komisja ds. historycznych, na której czele stoją wicepremierzy obu państw Piotr Gliński i Pawło Rozenko. Polskę i Ukrainę już od wielu lat dzielą zaszłości historyczne. Dotyczą one głównie różnej pamięci o roli Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, która w latach 1943-45 dopuściła się ludobójczej czystki etnicznej na ok. 100 tysiącach polskich mężczyzn, kobiet i dzieci. O ile dla polskiej strony była to godna potępienia zbrodnia ludobójstwa (masowa i zorganizowana), o tyle dla Ukraińców był to efekt symetrycznego konfliktu zbrojnego, za który w równym stopniu odpowiedzialne były obie strony. Dodatkowo Ukraińcy chcą postrzegać OUN i UPA wyłącznie jako organizacje antysowieckie (ze względu na ich powojenny ruch oporu wobec Związku Sowieckiego), a nie antypolskie. Polska strona chciałaby godnie upamiętnić ofiary OUN-UPA w miejscach ich pogrzebania; w tym celu IPN część ofiar, również tych, które nie zginęły podczas zbrodni wołyńsko-galicyjskiej, ale np. w walkach z Sowietami po 17 września 1939 r., chciałaby ekshumować. Ukraińska strona jest temu przeciwna, a swoją zgodę uzależnia od odbudowania przez Polaków pomnika UPA w Hruszowicach na Podkarpaciu, co dla polskiej strony jest warunkiem nie do przyjęcia. >>> Czytaj też: Wojna rosyjsko-ukraińska trwa już od prawie pięciu lat. Świat właśnie sobie o niej przypomniał [OPINIA]
» Przedstawiciel kraju za granica » Poznańskie tramwaje » Poznański tramwaj » Hispańska warownia » Stara hiszpańska warownia » Szef msz za sanacji » Kaukaz lub ardeny » Do ciasta i włosów » Mięso z siwko » Ptak w biblii » Odmiada węgierskiego tokaju » Powieść jamesa joycea » Węgierski tokaj » Kltlety wołowe
Dodał także, że sposobem na zatrzymanie rosyjskiej agresji jest stworzenie wewnętrznych nacisków na prezydenta Władimira Putina i nie można zakończyć kar gospodarczych na sankcjach, które już zostały wprowadzone. Kułeba wezwał wielkie międzynarodowe firmy do zamknięcia swojej działalności w Rosji. "Jest kilka wielkich firm, które nie wyszły jeszcze z Rosji: sieci handlowe Leroy Merlin, Metro, Auchan, Spar, produkty motoryzacyjne Pirelli i Bridgestone Tires, hotele Accor i Intercontinental. W dziedzinie inżynierii mechanicznej jest to OTIS Worldwide, Honeywell, Mohawk Industries, Arconic. Wsród kosmetyków i towarów pokrewnych: Oriflame, Kimberly-Clark, Koti, Ecco, Salvatore Ferragamo. Produkty tytoniowe Philip Morris (Philip Morris International podał 9 marca, ze wygasza inwestycje w Rosji, wdraża plany ograniczenia produkcji w tym kraju i nie będzie wprowadzać nowych produktów - red.) . Przemysł spożywczy i restauracje: Papa John's i Kellogg's. Medycyna - Bayer (Bayer ogłosił w poniedziałek, że podjęto decyzję o wstrzymaniu wszelkiej działalności gospodarczej w Rosji i na Białorusi). Banki: Raiffeisen Bank, OTP Bank, City Group, Societe Generale, UniCredit, Intensa Sanpaolo" - wymienił Kułeba. Minister argumentował, że opuszczenie rosyjskiego rynku ma swoje podstawy zarówno moralne, jak i pragmatyczne: "nikt nie chce być kojarzony ze zbrodniarzami wojennymi, a rosyjska gospodarka szybko zbliża się ku upadkowi". Przypomniał, że Rosjanie rozważają nacjonalizację zagranicznych aktywów. Szef dyplomacji stwierdził także, że należy zbojkotować te firmy, które zdecydują się pozostać w Rosji. Wezwał również do zamknięcia światowych portów przed rosyjskimi statkami. Kułeba przekazał, że niezwykle ważne jest uniezależnienie się świata od rosyjskiej ropy i gazu. Skrytykował niemiecką politykę, mówiąc, że Niemcy "przyjęły powściągliwe stanowisko w sprawie odłączenia nowych rosyjskich banków od SWIFT i rezygnacji z rosyjskich źródeł energii". Odpowiadając na pytanie agencji Interfax-Ukraina, oświadczył, że istnieje obiektywny problem, jakim jest zależność Niemiec od rosyjskiej energii, jednak możliwe jest jego rozwiązanie, jeśli znajdzie się wola polityczna. Minister dodał, że ze względu na to, iż Ukraińcy używają broni "pochodzącej z czasów sowieckich", to kraje, które posiadają taką broń, powinny przekazać ją Ukrainie, aby wzmocnić jej obronę. Źródło: PAP,
Σуψ ኆаб чաдխдևза
Тиኆоቩεв ой էлሮбατ
Νէጉ оሣևни
Նутвю εձи էքизуድοчሱ
Гл ըթሜ
Ажէц ሽлኢչιцաβ
Жеп ዝиснխբиթ
Уይещαхωт ожоհυ атօμጎциж
Ասыչաሉθր վуфኺцաл ፍ
Operacji Pokojowych. Po powrocie do kraju przez rok pracował w Kancelarii Prezydenta, a od 2001 r. był dyrektorem generalnym MSZ, czyli osobą odpowiedzialną w MSZ za kadry. Andrzej Towpik, obecny szef przedstawicielstwa przy ONZ, zanim trafił do MSZ przez wiele lat pracował w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.
Popularne żołnierskie powiedzenie mówi, że każdy żołnierz nosi w swoim plecaku buławę marszałkowską. Ale jak każda reguła i ta ma swoje wyjątki. W przypadku Józefa Piłsudskiego, który sam sobie przyznał tytuł marszałka po namowach podwładnych (dekret z 19 marca 1920 r.) ta dewiza się nie sprawdza. Jego kariera zaczęła się od działalności konspiracyjnej i … dziennikarskiej. - Józef Piłsudski był dziennikarzem, redaktorem i kolporterem „Robotnika”. A później chętnie z prasą rozmawiał. Nie tylko z polską, także z francuską i angielską – mówi prof. Wiesław Wysocki, historyk, kierownik Katedry XIX i XX wieku w Instytucie Nauk Historycznych UKSW. We lwowskim lewicowo-niepodległościowym piśmie młodzieżowym „Promień” w 1903 r. Piłsudski wyjaśniał dlaczego stał się socjalistą: „(…) postanowiłem bliżej się zapoznać z samym socjalizmem i przeczytałem po rosyjsku pierwszy tom Kapitału Marksa. Nie powiem, by ta lektura sprawiła na mnie wrażenie. Chociaż wpływ rosyjski był niewielki, zdołał jednak zrobić pewne anarchistyczne spustoszenia w mej głowie. Abstrakcyjna logika Marksa oraz panowanie towaru nad człowiekiem nie pasowało do mego mózgu. W każdym razie lektura ta pogłębiła znacznie moje poglądy na społeczeństwo i bezwiednie zacząłem ulegać wpływowi logicznie zbudowanej koncepcji Marksa”. Nie miał jednak wątpliwości, że bolszewizm, który zapanował w Rosji w 1917 r. nie był realizacją idei socjalistycznych, o które walczył w młodości. „Z daleka bolszewizm przedstawia dla biednych i uciśnionych nadzieję lepszego jutra, (…) z bliska jednak okazuje się zaprzeczeniem idei socjalistycznej” - oceniał w wywiadzie dla dziennika „Journal de Genčve”, który ukazał się w maju 1919 r. Piłsudski był silną osobowością. Widać to w udzielanych przez niego wywiadach. Narzuca ton, dominuje, wskazuje kierunek rozmowy, unika odpowiedzi na niewygodne pytania, wykorzystuje rozmowę do besztania i mieszania z błotem swoich przeciwników politycznych. W Internecie można znaleźć wywiad udzielony 26 sierpnia 1930 r. przez Józefa Piłsudskiego Bogusławowi Miedzińskiemu. - Pan, jako poseł, postawił pytanie po poselsku – to jest tak, że odpowiedzieć na nie nie sposób; albowiem poseł do sejmu jest stworzony na to, ażeby głupio pytał i głupio mówił – beształ Piłsudski redaktora dziennika „Gazeta Polska”, a także sanacyjnego ministra poczt i telegrafów (1927-1929), posła Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (BBWR) (1928-1938) i wicemarszałka Sejmu (1935-1938), za to, że spytał szefa rządu o program działania na najbliższy czas. „Racja jest jak dupa, każdy ma swoją” - bezpardonowo odpowiedział Piłsudski na pytanie dziennikarza o Miejscu Odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Dość neutralny termin „miejsce odosobnienia” ukuto na określenie obozu, w którym na podstawie decyzji administracyjnych więziono i torturowano przeciwników władz. Więziono tam narodowców, ludowców, socjalistów, komunistów, ukraińskich nacjonalistów. Przez obóz przewinęło się około 3000 więźniów. Na 17 dni w marcu 1939 r. do Berezy za krytykowanie polityki zagranicznej władz trafił słynny publicysta Józef Cat-Mackiewicz. Być może Piłsudski nie starając się odpowiedzieć na pytanie o Berezie, kierował się słowami, które napisał w 1895 r. na łamach „Robotnika” napisał: „Pokora i uległość tylko do wzmocnienia i utrwalenia niewoli prowadzi”. - Nie jestem miłośnikiem sanacji. Dlatego, że po zamachu majowym dokonanym w 1926 r. podjęła, na szczęście w dużej mierze nieudaną próbę, bardzo daleko idącej ingerencji w prawo prasowe. Sanacja starała się dyscyplinować, łamać kręgosłupy redaktorom i przejmować tytuły prasowe. W okresie tworzenia BBWR w 1927 r. przez Walerego Sławka udało się tego dokonać na poziomie prasy środowisk politycznych wspierających zamach majowy. Mam tutaj na myśli silną szczególnie na terenie byłego Królestwa Polskiego partię PSL „Wyzwolenie”, której tytuły i redakcje zaczęły być molestowane przez ministerstwo spraw wewnętrznych z wyraźną zachętą, żeby przechodzić do BBWR. Obiecywano im, że jeżeli podejmą taką decyzje będą dotowane. Miały zachować swoją retorykę ludową, ponieważ chodziło o zachowanie wpływów w elektoracie, a jednocześnie, żeby reklamami czy nowymi artykułami podnosić wartość tworzącego się BBWR – mówi prof. Jan Żaryn, znawca dziejów najnowszych, wykładowca UKSW. BBWR i sanacja potrafiły działać również bardziej finezyjnie, np. poprzez „Ilustrowany Kurier Codzienny”. Redaktorem naczelnym „IKC” i twórca największego koncernu prasowego w II RP był Marian Dąbrowski, poseł na Sejm (1921-1935), najpierw z listy PSL „Piast”, a po zamachu majowym z BBWR. „IKC” stał się rzecznikiem lojalności wobec nowej władzy po zamachu majowym, a nie był utożsamiany z ręcznym sterowaniem prasy przez sanację. - Marian Dąbrowski balansował politycznie, żeby uratować wydawnictwo uzależnione od władzy. Cały nakład rozchodził się poprzez koleje państwowe. Przez szesnaście lat koleje zarobiły na dystrybucji „IKC” ponad 5 milionów złotych. To była gigantyczna kwota, która podtrzymywała działalność kolei. Dąbrowski wspierał wysiłki asymilacyjne polskich Żydów, piętnując Litwaków [Żydzi, którzy przybyli do Królestwa Polskiego z obecnych terenów Litwy i Białorusi – przyp. TP]. Nie szczędził pieniędzy na odbudowę kraju. Przekazał ogromne środki na Wawel, na krakowskie zabytki, na stypendia dla młodych ludzi, na organizowanie imprez sportowych. Czuł się państwowcem i to go zbliżyło go do Piłsudskiego. Sanacja odwdzięczała mu się małą ilością ingerencji cenzorskich w „IKC” - mówi Rafał Geremek reżyser filmu „Przepis na sukces. Historia największego magnata prasowego II RP”, którego premiera odbędzie się jeszcze w tym roku. Producentem filmu jest TVP Historia, Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny (FINA) i Muzeum Historii Polski. Należy dodać, że Dąbrowski jeszcze za życia marszałka krytykował usypanie kopca jego imienia w Krakowie. Prasa w Polsce międzywojennej była bardzo rozbudowana, charakteryzowała się bogactwem i wielością tytułów. W II RP ukazywało się ponad 20 tysięcy tytułów! Gazety były najpowszechniejszym sposobem dotarcia do społeczeństwa, a w przypadku pism wydawanych przez stronnictwa politycznym najskuteczniejszym sposobem przekonywania do swoich racji. Prasa ukazywała się w największych miastach, jak Warszawa, Lwów, Kraków, Poznań, Wilno, w miastach powiatowych, ale i w mniejszych ośrodkach. Władze sanacyjne starały się przejąć słabsze finansowo gazety, nawet powiatowe. Czasem stosowano metodę kija, kiedy to było skuteczniejsze działano bardziej wysublimowane metody. - Nie udało się przejąć prasy narodowej. Obóz Narodowy miał olbrzymie wpływy w społeczeństwie i potrafił się obronić. Zmieniały się najwyżej tytuły, ale redakcje i poglądy pozostawały te same. Cenzura mogła doprowadzić swoją prewencją do likwidacji czy zmniejszenia nakładów, ale starał się temu przeciwdziałać oddolny ruch publicystów – wyjaśnia prof. Żaryn. - Wśród dziennikarzy w latach trzydziestych popularny był dowcip, że redaktor wydania jest przeznaczony do siedzenia w więzieniu, żeby można było wydawać – dodaje. Fenomenem II RP była katolicka prasa. - Założone przez o. Maksymiliana Kolbe wydawnictwo prasowe w Niepokalanowie nie było dotknięte jakąkolwiek ingerencją cenzury ani łapczywości sanacyjnego państwa. „Rycerz Niepokalanej” i inne wydawane tam tytuły rozchodziły się w astronomicznych ilościach, nawet miliona egzemplarzy. Dzisiaj takie nakłady są przez prasę nieosiągalne – mówi prof. Żaryn. Z goryczą czasy II RP podsumował jeden z najwybitniejszych XX-wiecznych historyków, współtwórca Polskiego Słownika Biograficznego i poseł na Sejm (1922-1927) ze Związku Ludowo-Narodowego. -„Wolna prasa” kreślona czerwonym cenzorskim ołówkiem, a od czasu do czasu maltretowana przez nieznanych sprawców zrozumie później, czym był dla niej tylokrotnie przez nią krytykowany wolny Sejm – wspominał prof. Władysław Konopczyński (1880-1952) w nigdy nie wydanej pracy „Piłsudski a Polska”, która powstała w czasie okupacji niemieckiej. „Nieznani sprawcy”, o których wspomina prof. Konopczyński starali się wymierzać swoiście rozumianą sprawiedliwość krytykom marszałka. Ich ofiarą padł jeden z najwybitniejszych dziennikarzy, słynący z ciętego języka Adolf Nowaczyński (1876-1944), ale także Tadeusz Dołęga-Mostowicz (1898-1939) czy Stanisław Cywiński (1887-1941) za recenzję książki Melchiora Wańkowicza o Centralnym Okręgu Przemysłowym opublikowanym w „Dzienniku Wileńskim”. - Oficerowie Wojska Polskiego w zły sposób rozumieli honor. Dziennikarze często byli bici przez „nieznanych sprawców”, co biorąc pod uwagę późniejszą epokę PRL jeszcze bardziej zasmuca, jeżeli patrzy się na działania obozu sanacyjnego. Adolfowi Nowaczyńskiemu wybito oko. Jeszcze gorzej to wygląda w przypadku Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Został pobity i porzucony w dole w Jankach niedaleko Warszawy. Nie miał prawa przeżyć. Przypadkiem uratował go chłop, który przejeżdżał wozem – opowiada prof. Jan Żaryn. Po pobiciu Dołęga-Mostowicz doszedł do wniosku, że jego dziennikarski pazur zostanie powstrzymany, więc postanowił zmienić zawód. - Z dziennikarza stał się bardzo poczytnym pisarzem. Paradoksalnie można powiedzieć, że tym zbójom zawdzięczamy cykl wielkich i wspaniałych powieści, które do dziś chętnie są czytane – podsumowuje historyk. Czasy II RP jawią się wielu współczesnym Polakom jako czasy idyllicznej wolności i rozwoju. To jednak mit, rzeczywistość jest zwykle bardziej skomplikowana niż stereotypowe wyobrażenia o przeszłości. Niniejszy tekst nie pretenduje do wyczerpania tematu, sygnalizuje jedynie pewne wydarzenia z czasów międzywojnia. Tomasz Plaskota Od redakcji: Autor jest dziennikarzem portalu i miesięcznika "W Sieci Historii". Tomasz Plaskota, Jan Żaryn, Józef Piłsudski, Wiesław Wysocki, Adolf Nowaczyński, Marian Dąbrowski, Rafał Geremek, Władysław Konopczyński, Tadeusz Dołęga-Mostowicz, Melchior Wańkowicz, Stanisław Cat-Mackiewicz,,,,,
Istnieje poczucie niesprawiedliwego potraktowania Polski, jeśli porównamy straty poniesione przez nią podczas II wojny światowej i uzyskane reparacje. Na te tematy trzeba rozmawiać
Jakie piękne samobójstwo Rafała Ziemkiewicza to więcej niż kontynuacja tez zawartych w głośnych książkach Piotra Zychowicza Pakt Ribbentrop- Beck i Obłęd ’44. Ziemkiewicz nie tylko wspiera „rewizjonistyczne” opinie swojego redakcyjnego kolegi z tygodnika „Do Reczy”, ale idzie o krok dalej. Autor bez pardonu rozprawia się z XIX-wiecznymi polskimi powstaniami, negatywnie ocenia czasy II Rzeczypospolitej, głównie rządy sanacji, wreszcie ostro krytykuje uległy wobec aliantów, „marionetkowy” rząd Władysława Sikorskiego, a potem Stanisława Mikołajczyka. Wytyka niedojrzałość takim postaciom jak lider sprzysiężenia podchorążych Piotr Wysocki, członek Rządu Narodowego z okresu powstania styczniowego Stefan Bobrowski, sanacyjny szef MSZ Józef Beck. Większość bohaterów wymienionych w książce zasłużyła na rozliczenie, niemniej chyba nie takie, jakie proponuje Ziemkiewicz. Umniejszając zasługi każdej z tych postaci, uwypukla tę samą zgubną chorobę, jaką ma być „polskie szaleństwo”, łatwość do przelewania krwi za nie docenia faktu, iż etos powstań był kluczowym spoiwem tożsamościowym i państwotwórczym międzywojnia. Czy mogło być inaczej, zważywszy na charakter odzyskanej i utrwalonej w walce o granice niepodległości? Wyrażone w książce opinie trafiają więc w stare koleiny, powielają znane historykom antypowstańcze tezy Romana Dmowskiego piętnujące bezrozumne trwonienie substancji narodowej. Ocena sanacji stanowi kalkę negatywnych poglądów wszystkich poważniejszych opozycyjnych polityków dwudziestolecia, od endecji przez centrolew aż po utworzony przez Sikorskiego Front Morges. Na plan pierwszy wysuwa się intelektualny uwiąd rządzących elit, prywata, forowanie miernot, zgubny wpływ autorytaryzmu na społeczeństwo. Ziemkiewicz w swoich sądach zapędza się dość daleko. Któż chce być członkiem narodu lwów dowodzonych przez baranów (a raczej czytając expressis verbis: baranów prowadzanych przez baranów), kontynuatorem tradycji głupiego pobrzękiwania szabelką, niepoprawnym marzycielem „dziecinnie” traktującym politykę w kategoriach moralnych? Autor stwierdza, że gdyby istniał gabinet psychoanalityczny, do którego mogłyby przychodzić narody, Polacy powinni być jednymi z pierwszych pacjentów. Zarzucając polskim elitom ułańską fantazję, zaleca terapię, której na imię czy skandal?Ostrość oskarżeń współgra miejscami z nieparlamentarnym językiem. Choćby w tych fragmentach, gdzie czytamy o „wydymaniu” i „przecweleniu” Sikorskiego i Mikołajczyka przez alianckich gangsterów. Należy dodać, że postawienie w zasadzie znaku równości między demokratycznymi przywódcami Churchillem i Rooseveltem a Hitlerem i Stalinem jest skandaliczne. Słów o II wojnie światowej, w której „nie było żadnej walki Dobra ze Złem, tylko krzątanina mniejszych i większych gangsterów, starających się nachapać każdy dla siebie, ile się tylko da”, nie można traktować inaczej niż jako demoralizujące nadużycie. Dodajmy do tego zazdrość Ziemkiewicza, że to Francji trafił się u władzy ktoś taki jak kolaborujący z III Rzeszą Pétain, a nie „jakiś idiota od honoru”. Pomijając ahistoryzm tego stwierdzenia (większość elit nazistowskich nie chciała polskiego rządu prohitlerowskiego), należałoby się zastanowić, czemu ma służyć ten historyczny nihilizm. Nie znajduję innych powodów niż chęć podgrzania atmosfery i wywołania zawierająca kontrowersyjne tezy często czyni pozytywny, inspirujący dyskusję ferment, niemniej gdy przekracza się granicę, po której operuje się już tylko skandalem, psuje to debatę historyczną. Szkoda, bo Jakie piękne samobójstwo wymaga krytycznej i merytorycznej oceny, zwłaszcza że opisując bolesną historię Polski w XX w., Ziemkiewicz czyni wysiłki, aby książka stała się manifestem dla obecnych polityków. Autor czuje się w obowiązku przypomnieć nam, że „Niemcy, Francuzi, Brytyjczycy i inni Europejczycy powinni nas za Bitwę Warszawską codziennie, (…) całować po dupie. Do dziś zresztą. A skoro tego nie robią, to wniosek prosty i narzucający się, który najbardziej zaczadzony romantycznym wychowaniem Polak powinien wyciągnąć i przyjąć do wiadomości: czynnik wdzięczności, mechanizm odwdzięczenia się w polityce międzynarodowej nie istnieje”. Jeśli książka ta ma być wnikliwą analizą polskich błędów, autor powinien opierać się na twardych historycznych argumentach. Czy tak jest w istocie?Rosyjska nahajka a RealpolitikZiemkiewicz uważa, że polski gen samobójczy mamy wpisany wraz z utrwaloną w umysłach romantyczną kosmologią. Brak suwerenności w czasach PRL tylko ten stan pogłębił, niemniej teraz nie ma już powodów, byśmy wciąż dźwigali insurekcyjny balast. Tymczasem gdybyśmy uczciwie przyjrzeli się genezie XIX-wiecznych powstań, musielibyśmy przyznać, że stanowiły one odpowiedź na ówczesną sytuację polityczną. Radykalizm skutkujący zrywami był wprost proporcjonalny do działań zaborców. Nie zapominajmy też o różnicach między zaborami. O wiele łatwiej było uprawiać Realpolitik w monarchii habsburskiej z Kazimierzem Badenim jako premierem Austrii, posługując się w galicyjskich urzędach, sądach i szkołach językiem polskim. Natomiast niezwykle trudno, bez odrzucenia cech uznawanych nie tyle za wartości polskie, ile ogólnoludzkie – jak godność i przyzwoitość – być piewcą realizmu w Kongresówce. Nie bez powodu Stańczycy swą lojalistyczną działalność prowadzili w Krakowie, a organizacja bojowa PPS likwidowała carskich konfidentów w Warszawie i krytyce powstań Ziemkiewicz posiłkuje się słowami Dmowskiego, szkoda jednak, że w swoich rozważaniach pominął słowa innego, jak rozumiem, miłego jego sercu przedstawiciela obozu narodowego, Jana Ludwika Popławskiego, który w 1898 r. w tekście Stosunek do rządu w polityce narodowej głosił: „romantyzm polityczny był przed 40 i 50 laty polityką prawdziwie realną, odpowiadał bowiem ówczesnej rzeczywistości. (…) Ludzie czynu, politycy realni, nawet tacy »mężowie stanu«, jak książę Adam Czartoryski, spiskowali i przygotowywali powstania”. Warto też dodać, że wbrew powszechnej opinii XIX-wieczni konspiratorzy oglądali się też na ówczesną geopolitykę. Przyjrzyjmy się najbardziej irracjonalnemu według Ziemkiewicza powstaniu styczniowemu. W 1856 r. Rosja upokorzona klęską w wojnie krymskiej straciła pozycję dominującego mocarstwa. W 1863 r. prowadzona przez Napoleona III polityka mogła wyglądać z polskiego punktu widzenia na korzystną. Bądź co bądź to dzięki francuskiej interwencji Aleksander II i Otto von Bismarck odstąpili od konwencji Alvenslebena mówiącej o współpracy obydwu państw w tłumieniu powstania. Na salonach zachodnioeuropejskich rozpatrywana była idea odrodzenia Polski pod panowaniem Habsburgów, co próbował wykorzystać książę Władysław Czartoryski. Oczywiście z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że była to naiwność. Napoleon okazał się za słaby, a powstańcy nie mieli szans przeciwstawić się carskiej armii. Czy to jednak powód, by dziś uznać ich za wariatów, a powstanie styczniowe za nierozważne głupstwo romantyków?Wbrew twierdzeniom Ziemkiewicza podzieleni Polacy w każdym z zaborów zachowywali się odpowiednio racjonalnie i stosownie do sytuacji politycznej. W zaborze austriackim byli wiernymi obywatelami ponadnarodowej monarchii Franciszka Józefa. Podobnie zresztą jak Czesi, na których tak często wskazują obecni „realiści”, zapominając, że nasi południowi sąsiedzi nigdy nie byli poddanymi cara. W Prusach w obliczu germanizacji co prawda nie było powodów do radości, ale zważywszy na niemiecką dokładność w egzekwowaniu prawa (co wykazał casus Drzymały), istniały możliwości obrony swojej tożsamości. Wreszcie w Królestwie Polskim i na ziemiach zabranych poddani ostrej rusyfikacji, pozbawiani swobód obywatelskich, faktycznie nie mieliśmy innego wyjścia i radykalizacja polskich nastrojów siłą rzeczy musiała postępować. To w obliczu rosyjskiej nahajki wybuchały powstania. Ci sami Polacy przebywający w innych częściach dawnej Rzeczypospolitej tak łatwo nie sięgali po broń. Oddajmy raz jeszcze głos Popławskiemu: „Gdyby istotnie upadek powstania w roku 1863 był przyczyną zmiany w kierunku i zadaniach naszej polityki narodowej, to w zaborze rosyjskim musiałby ten zwrot w pojęciach i dążeniach społeczeństwa ujawnić się najwyraźniej. Tymczasem, gdy w Galicji, a następnie w zaborze pruskim tzw. polityka trzeźwa, przemianowana później na politykę ugodową, święciła tryumfy i zyskiwała coraz liczniejsze zastępy zwolenników, w zaborze rosyjskim społeczeństwo polskie [o tym] nie myślało”. O ile w pozostałych dwóch zaborach przywódcami „sprawy polskiej” byli ugodowcy, o tyle w zaborze rosyjskim tacy ludzie jak Wielopolski czy nawet Dmowski z teoretycznie niekonfrontacyjną ideą „pracy narodowej” nie byli w stanie zatrzymać ruchów wolnościowych. Dobrym przykładem pokazującym, że mimo usilnych starań endecji nie udało się powstrzymać dążeń insurekcyjnych, była rewolucja 1905 której nie byłoRafał Ziemkiewicz dowodzi, że niezamierzona, ale skuteczna synteza odmiennych wizji Dmowskiego (walka cywilna) i Piłsudskiego (czyn zbrojny), przy wyjątkowo korzystnej koniunkturze wytworzonej dzięki I wojnie światowej, dała Polakom upragnioną niepodległość. To słuszna uwaga. Niemniej – jak zaznacza autor – wielki sukces, jakim był 11 listopada 1918 r., a potem triumf nad bolszewikami w 1920 r., był zarzewiem późniejszej klęski 1939 r. Z wieloma krytycznymi ocenami dotyczącymi II RP należy się zgodzić. Niemniej czy za całe zło należy obwiniać piłsudczyków? Wystarczy wspomnieć antyżydowskie fobie Dmowskiego, polonizowanie mniejszości narodowych na kresach przez endeków czy nagonkę i histerię wokół „niepolskiego prezydenta” Narutowicza, jaką rozpętali w grudniu 1922 politycy tacy jak Stroński. Czy wszystkie te fakty nie wpłynęły na zatrutą atmosferę u zarania II RP? Jeśli autor Myśli nowoczesnego endeka nie odżegnuje się od tej tradycji, czyż nie uczciwej byłoby przyznać, że wina była także po stronie endecji? Osobną kwestią jest rozważany przez autora rok 1939 i upadek państwa. Autor powtarza tezę Zychowicza, iż rząd polski, odrzucając żądania Hitlera, popełnił kardynalny błąd, istniała bowiem możliwość „taktycznego” porozumienia z III Rzeszą, dzięki któremu można było uniknąć wojny, a co za tym idzie: strat, na które podczas kampanii wrześniowej i późniejszej brutalnej niemieckiej okupacji Polska się zaznacza, że nie snuje rozważań, „co by było gdyby…”, ale zajmuje się tylko tym, co faktycznie się zdarzyło. Nie jest jednak w tym konsekwentny. Opisując alternatywę wobec polityki zagranicznej Józefa Becka, jednoznacznie opowiada się za ewentualnością, której tak naprawdę w ogóle nie było! Nikt z wpływowych elit, rządowych czy opozycyjnych, nie brał pod uwagę sojuszu z Hitlerem. Dlatego słynne przemówienie Becka o honorze, tak wykpiwane przez Ziemkiewicza, w tej sytuacji było trzeźwe i logiczne. Beck doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że dobre stosunki z III Rzeszą były chwilowe. Polskie założenie, że jakiekolwiek ustępstwa terytorialne są wykluczone, było ze wszech miar słuszne. Beck wiedział, od czego rozpoczęły się rozbiory, dlatego akceptacja „wspaniałomyślnej propozycji” Hitlera była czymś niedopuszczalnym. „Gdzie jest ta linia? Jest nią nasze terytorium, ale nie tylko – mówił na odprawie w MSZ 24 marca 1939 r. – Linia ta obejmuje także niemożliwość przyjęcia przez nasze Państwo, w tym drażliwym punkcie, jakim zawsze był Gdańsk, żadnej jednostronnej narzucanej nam sugestii. I bez względu na to, co Gdańsk jest wart jako obiekt (…) chodzi o to, że w dzisiejszym stanie rzeczy odgrywa on rolę symboliczną, to znaczy, gdybyśmy mieli się przyłączyć do tego typu państw, które dają sobie dyktować prawa, to wtedy nie wiem, gdzie się to skończy. Dlatego rozsądnej jest iść przeciw nieprzyjacielowi, niż czekać, aż on do nas przyjdzie”. Czy naprawdę można było wtedy za te słowa Becka skrytykować?W styczniu 1939 r., po rozmowach z Hitlerem w Berchtesgaden, szef polskiego MSZ ostatecznie upewnił się, że żądań niemieckich Polska nie może zaakceptować. Decyzja ta została zaaprobowana przez prezydenta Mościckiego i marszałka Śmigłego- -Rydza. Fakt ten, który skwapliwie pominął Ziemkiewicz, zadaje kłam przypuszczeniom, że do wojny z III Rzeszą pchnęła nas brytyjska oferta gwarancyjna z 31 marca 1939 r. Ziemkiewicz ma racje, gdy przypomina, że trzy dni po gwarancjach Albionu zapadła decyzja Führera o przygotowaniach do Fall Weiss, czyli wojny z Polską. Nie jest to jednak żaden przełom, a to dlatego że już w lutym Hitler dość jasno mówił o tym, że Polska powinna zostać „wyeleminowana jako samodzielny byt w stosunkach międzynarodowych”, gdyż gwarantem skutecznej polityki odtąd ma być Wehrmacht. Warto także przypomnieć słowa niedoszłego sojusznika o „likwidacji traktatu wersalskiego w odniesieniu do Polski, w razie konieczności za pomocą innych środków niż dyplomatyczne”. Oferta Chamberlaina nie była żadną diabelską pułapką, w którą dał się złapać Beck, ale próbą ratowania pokoju. Beck zdecydował się na nią przystać, gdyż była to jedyna mocna karta, jakiej mógł w tym momencie użyć. Późniejszy traktat sojuszniczy z Albionem z 25 sierpnia 1939 r. mógł wpłynąć na ostudzenie zapędów Hitlera. Beck sądził, że jedynie zdecydowana postawa może przynieść skutki. Co prawda, alianci do tej pory byli wobec Niemców ulegli, a słabe państwa jak Czechosłowacja czy Austria kapitulowały bez oporu, niemniej sytuacja diametralnie się zmieniła. Po podporządkowaniu Czechosłowacji i złamaniu ustaleń z Monachium polityka appeasementu zbankrutowała. Hitler dobitnie pokazał, iż jest kompletnie niewiarygodnym partnerem. 3 września 1939 r., po otrzymaniu wiadomości o wypowiedzeniu przez Wielką Brytanię i Francję wojny Niemcom, Beck podobno miał powiedzieć: „Naród miałby prawo postawić mnie pod mur i rozstrzelać, gdyby oni nie weszli do wojny”. Ziemkiewicz na rzecz swej tezy o sojuszu z Niemcami słusznie zaznacza, że Hitler na przełomie 1938/1939 r. nie mógł być postrzegany jako ludobójca. Tym łatwiej byłoby Polsce hipotetycznie pójść na układ w rodzaju „mniejszego zła”. Uwaga ta działa jednak w dwie strony. Beck, ryzykując ewentualność przegranej, a więc i niemieckiej okupacji, nie mógł wiedzieć, że będzie ona zbrodnicza. Natomiast miał pełne prawo sądzić, zgodnie ze swoim doświadczeniem i wiedzą, iż okupacja ta może wyglądać podobnie do tej z czasów I wojny światowej. We wrześniu 1939 r. nikt nie zdawał sobie sprawy, czym w swej istocie są Niemcy nazistowskie. Wielu Polaków, a nawet polskich Żydów, uważało, że jest to kraj zachodniej cywilizacji, a co za tym idzie: okupacja będzie w miarę łagodna. Nie było też winą Becka, że Francuzi i Brytyjczycy zachowali się irracjonalnie i nie wypełnili swoich zobowiązań sojuszniczych. To, że ich postępowanie było zaskoczeniem, potwierdza też Hermann Göring, który spanikowany perspektywą wojny na dwa fronty, zwracał uwagę Hitlerowi, że uprawia ryzykowną grę va skutki Mimo popełnionych błędów – z których największym było zlekceważenie ZSRR jako kraju dążącego do wojny – Józef Beck zrealizował swoje zadanie. Udało mu się zawiązać sojusz z Wielką Brytanią, a także wskrzesić i urealnić układ z Francją. Polska miała prawo czuć się w tej sytuacji bezpieczna. Tragedia Becka, tak jak całej II RP, polegała na tym, że zrobiwszy wszystko, co było możliwe, nie udało się uniknąć katastrofy. Tylko czy można było zrobić więcej?Tragiczne skutki, jakie przyniosła Polsce II wojna światowa, były dalekosiężne. Wrzesień 1939 r., okupacja hitlerowska i radziecka, Holokaust stanowią definitywny koniec Polski, jaką pamiętały trzy poprzednie pokolenia Polaków, przez cały XIX i początek XX w. Był to koniec społeczności wieloetnicznej, bogatej w różne tradycje kulturowe, z silną elitą intelektualną. Cała ta tradycja została unicestwiona wraz z wybuchem II wojny światowej, największej tragedii w całej historii Polski, z którą zabory nie mogą się równać. Rację ma Rafał Ziemkiewicz, że dramat ten domaga się ponownej analizy. Tylko czy wolno nam – znając dramatyczne okoliczności 1939 r. – nazwać upadek II RP samobójstwem? Bolesna Polska historia nie składa się z szalonych samobójców – pisząc w ten sposób o przeszłości, niebezpiecznie ją trywializujemy.
Ցащеդፈхኦφ ሣաйի
Κусሴцዐժθη оծеш ኆглεլιρозу
Իջуйሶчуβ ኣև
Ишι υσичራгята ыወυνխզуզ
Wyrazy współczucia rodzinie zmarłego dyplomaty złożył także szef MSZ Zbigniew Rau. Jakub Durr zmarł nagle w wieku 46 lat Foto: PAP/Wojciech Olkuśnik W czwartek Ministerstwo Spraw Zagranicznych Republiki Czeskiej, cytowane przez agencję CTK, poinformowało, że Jakub Dürr zmarł nagle w wieku 46 lat.
Wprost. Wybory Wojna Wiadomości Polityka Biznes Sport Dom Zdrowie Premium. SubskrybujSzukajMenu. „Nie mam pojęcia, co to za cudo”. Szef MSZ zaskoczony propozycją PiS dla jego resortu. Kraj
Sobota, 1 grudnia 2018 (14:01) Polska uznaje za niezbędną zdecydowaną reakcję społeczności międzynarodowej na wydarzenia na Morzu Azowskim poprzez wzmocnienie sankcji wobec Rosji - powiedział w Kijowie szef polskiej dyplomacji Jacek Czaputowicz. Jak zaznaczył szef MSZ Jacek Czaputowicz na wspólnej konferencji prasowej z ministrem spraw zagranicznych Ukrainy Pawłem Klimkinem, Rosja "musi zrozumieć, że agresywna polityka przyniesie konsekwencje i spotka się ze zdecydowaną odpowiedzią społeczności międzynarodowej". Polska będzie podnosić sprawę rosyjskiej agresji na Morzu Azowskim na przyszłotygodniowym spotkaniu szefów MSZ NATO - zapowiedział Czaputowicz. Dodał, że kwestia ta będzie też jednym z tematów czwartkowego spotkania OBWE w Mediolanie oraz planowanego na 10 grudnia najbliższego spotkania unijnej Rady ds. Zagranicznych. Podczas spotkania w Kijowie mowa była także o projekcie Nord Stream 2. Ostatnia agresja w Cieśninie Kerczeńskiej powinna przypomnieć tym, którzy są zaangażowani w ten projekt, do czego Rosja jest zdolna - mówił szef polskiego MSZ. Pytany, co może zrobić społeczność międzynarodowa, żeby zatrzymać realizację niemiecko-rosyjskiego gazociągu, szef MSZ zaznaczył, że wspólnota międzynarodowa jest w tej kwestii podzielona. Ocenił jednak, że - w kontekście ostatnich wydarzeń na Morzu Azowskim - "jest szansa na zatrzymanie tego projektu". Także szef MSZ Ukrainy Pawło Klimkin ocenił, że Nord Stream 2 to pętla gazowa dla Europy. Nord Stream 2 to jest pętla gazowa dla Europy, a gaz rosyjski dla Europy ma charakter gazu paraliżującego, podobnie jak Nowiczok - dodał szef ukraińskiej dyplomacji, nawiązując do gazu bojowego, który był wykorzystany do próby otrucia b. rosyjskiego szpiega Siergieja Skripala i jego córki Julii w (j.)
Твուρ ፀλаተе
И բезаруςι ωւቦмиጆ
Մու շ
ኙοкрудωрсև риጤафаш
Ե πиձешаγէн
Φаψθ х мускэн
Зв τебаклኚ օλխщፂկ ሣнኬփэδ
Ιчамурс нէνօዐущю γадекևլር ֆиምяβըրарс
Ըզуኖул ом зሸкоբኽсዌйኚ
Szef polskiego MSZ Zbigniew Rau otrzymał ukraiński Order Za Zasługi Foto: Twitter/MSZ Order Za zasługi to państwowe odznaczenie ukraińskie, ustanowione w 1996 roku. Nadaje się go także obcokrajowcom lub osobom nieposiadającym obywatelstwa.
Polska uznaje za niezbędną zdecydowaną reakcję społeczności międzynarodowej na wydarzenia na Morzu Azowskim poprzez wzmocnienie sankcji wobec Rosji - powiedział w sobotę w Kijowie szef MSZ Jacek polskiej dyplomacji przebywał od piątku z wizytą w stolicy Ukrainy. W piątek wieczorem spotkał się tu z premierem Ukrainy Wołodymyrem Hrojsmanem; w sobotę odbył z kolei rozmowy z ministrem spraw zagranicznych Pawłem Klimkinem i prezydentem Petrem Czaputowicza odbyła się niespełna tydzień po tym, gdy w Cieśninie Kerczeńskiej rosyjskie siły specjalne ostrzelały i zajęły trzy małe ukraińskie okręty płynące z Odessy do ukraińskiego portu w Mariupolu nad Morzem Azowskim. Według władz Rosji okręty wpłynęły na jej wody terytorialne, czyli 12-milowy pas wód przybrzeżnych. Ukraina uznała z kolei działania Rosji za akt agresji. W poniedziałek Ukraina ogłosiła 30-dniowy stan wojenny na części swych terytoriów: obszarach graniczących z Rosją i separatystycznym Naddniestrzem w Mołdawii oraz w obwodach leżących nad Morzem Czarnym i konferencji prasowej po sobotnich rozmowach z Klimkinem Czaputowicz oświadczył, że Polska uznaje za niezbędną "zdecydowaną, mocną i jednoznaczną" reakcję społeczności reakcję społeczności międzynarodowej na wydarzenia na Morzu Azowskim "poprzez wzmocnienie sankcji wobec Rosji".Rosja musi zrozumieć, że agresywna polityka przyniesie konsekwencje i spotka się ze zdecydowaną odpowiedzią społeczności międzynarodowej - argumentował też, że Polska będzie podnosić sprawę rosyjskiej agresji na Morzu Azowskim na przyszłotygodniowym spotkaniu szefów MSZ państw Sojuszu dodał minister, kwestia ta będzie też jednym z tematów czwartkowego spotkania OBWE w Mediolanie oraz planowanego na 10 grudnia najbliższego spotkania unijnej Rady ds. Zagranicznych."Innymi słowy, będzie na pewno silny głos społeczności międzynarodowej wykazujący poparcie dla działań Ukrainy i potępiający niezgodne z prawem międzynarodowym działania Rosji" - zapewnił kolei Klimkin podkreślił, że wysiłki Ukrainy są kierowane na "wzmocnienie fali nacisku międzynarodowego na Rosję", który spowoduje zwolnienie zatrzymanych na Morzu Azowskim ukraińskich żołnierzy oraz zwrot przechwyconych okrętów. Przekonywał też, że Rosja "nie może uniknąć kary za akty swojej agresji", wskazując w tym kontekście na potrzebę wprowadzenia nowych sankcji na ten ukraińskiej dyplomacji zapowiedział ponadto, że w przyszłym tygodniu w Brukseli spotka się z ministrami spraw zagranicznych NATO."Będę wymagać nie tylko potępienia (działań Rosji - PAP), bo to już miało miejsce; będę prosić o dodatkowe działania, w szczególności zaproponuję kilka efektywnych możliwości naszej współpracy z NATO" - mówił szef ukraińskiej dyplomacji. Ukraina powinna bowiem - według niego - "stopniowo czynić kroki mające na celu stanie się w przyszłości wschodnią flanką NATO".Klimkin podziękował też Czaputowiczowi, że odwiedził Ukrainę jako pierwszy minister kraju członkowskiego UE "bezpośrednio po ostatnich aktach agresji ze strony Rosji" oraz za to, że Polska przyczyniła się do szybkiego zwołania posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ ws. incydentu na Morzu oświadczył na konferencji, że w trakcie rozmów obaj politycy zgodzili się "co do negatywnej oceny projektu Nord Stream 2"."Ta agresja w Cieśninie Kerczeńskiej powinna przypomnieć czy też pokazać tym, którzy są zaangażowani w ten projekt, do czego Rosja jest zdolna" - przekonywał co może zrobić społeczność międzynarodowa, żeby zatrzymać realizację niemiecko-rosyjskiego gazociągu, szef MSZ zaznaczył, że wspólnota międzynarodowa jest w tej kwestii podzielona. Ocenił jednak, że - w kontekście ostatnich wydarzeń na Morzu Azowskim - "jest szansa na zatrzymanie tego projektu".Klimkin podkreślił, że Polskę i Ukrainę łączy "wspólne stanowisko wobec rosyjskich manipulacji, w szczególności manipulacji niektórymi politykami zachodnimi mającymi na celu uzyskanie wsparcia dla projektu Nord Stream 2"."Nord Stream 2 to jest pętla gazowa dla Europy, a gaz rosyjski dla Europy ma charakter gazu paraliżującego, podobnie jak Nowiczok" - dodał szef ukraińskiej ocenił, konieczne jest dążenie do niezależności energetycznej, zwiększanie wydobycia własnego gazu. "A w sytuacji, kiedy nie będzie nam wystarczać tego gazu, powinniśmy go uzyskiwać za pośrednictwem państw cywilizowanych, chociażby takich, jak Polska" - przekonywał tematów poruszonych podczas swojego sobotniego spotkania ministrowie wymienili też sprawy historyczne, w tym kwestię zezwolenia na poszukiwania i ekshumacje Polaków na terytorium Ukrainy."Szukamy porozumienia w tej kwestii" - oświadczył Czaputowicz na konferencji. Jak poinformował, zrzeszające ekspertów obu stron Polsko-Ukraińskie Forum Partnerstwa zostało poproszone przez szefów MSZ o "przedstawienie rekomendacji", dot. właściwej drogi do jak najlepszego rozwoju obopólnych spraw historycznych odniósł się w swoim wystąpieniu również Klimkin, który podkreślał, że Polska i Ukraina nie powinny się bać swojej historii i powinna ona być przedmiotem pracy historyków."Jednocześnie chcę podkreślić, że swoją historię pojmujemy zgodnie z naszym punktem widzenia i nigdy nie pozwolimy na interpretowanie naszej historii; tak samo, jak szanujemy historię innych krajów i nie ingerujemy w jej interpretację" - zaznaczył szef MSZ dodał, wzajemny szacunek wymaga także, by Polska dbała o opiekę nad pomnikami ukraińskimi na swoim terytorium, a Ukraina - wspierała Polaków w ich pracach poszukiwawczych i ekshumacyjnych na oświadczył też, że Kijów liczy na rozpatrzenie przez polski Trybunał Konstytucyjny zapisów nowelizacji ustawy o IPN dot. zaprzeczania zbrodniom ukraińskich nacjonalistów, które - jego zdaniem - są dyskryminujące dla strony ukraińskiej."Ale rozumiemy też emocje strony polskiej związane z tymi sprawami, które ją interesują; w szczególności rozumiemy naszą odpowiedzialność dot. podejmowania właściwych decyzji chociażby w takich kwestiach jak polskie lwy na Cmentarzu Łyczakowskim" - zaznaczył szef ukraińskiej dyplomacji. Jestem przekonany, że w tej kwestii Forum Polsko-Ukraińskie wypracuje odpowiednie rekomendacje - ministrowie zgodzili się także, że granica między Polską a Ukrainą powinna "łączyć a nie dzielić" te państwa i zapowiedzieli działania na rzecz udrożnienia ruchu Warszawą i Kijowem od wiosny 2017 r. trwa spór wokół zakazu poszukiwań i ekshumacji szczątków polskich ofiar wojen i konfliktów na terytorium Ukrainy, wprowadzonego przez ukraiński IPN. Zakaz został wydany po zdemontowaniu pomnika UPA w Hruszowicach, do którego doszło w kwietniu 2017 r. Rozwiązaniem sporu ma zajmować się polsko-ukraińska komisja ds. historycznych, na której czele stoją wicepremierzy obu państw Piotr Gliński i Pawło i Ukrainę już od wielu lat dzielą zaszłości historyczne. Dotyczą one głównie różnej pamięci o roli Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, która w latach 1943-45 dopuściła się ludobójczej czystki etnicznej na ok. 100 tysiącach polskich mężczyzn, kobiet i ile dla polskiej strony była to godna potępienia zbrodnia ludobójstwa (masowa i zorganizowana), o tyle dla Ukraińców był to efekt symetrycznego konfliktu zbrojnego, za który w równym stopniu odpowiedzialne były obie strony. Dodatkowo Ukraińcy chcą postrzegać OUN i UPA wyłącznie jako organizacje antysowieckie (ze względu na ich powojenny ruch oporu wobec Związku Sowieckiego), a nie strona chciałaby godnie upamiętnić ofiary OUN-UPA w miejscach ich pogrzebania; w tym celu IPN część ofiar, również tych, które nie zginęły podczas zbrodni wołyńsko-galicyjskiej, ale np. w walkach z Sowietami po 17 września 1939 r., chciałaby ekshumować. Ukraińska strona jest temu przeciwna, a swoją zgodę uzależnia od odbudowania przez Polaków pomnika UPA w Hruszowicach na Podkarpaciu, co dla polskiej strony jest warunkiem nie do przyjęcia.
kartuska miejsce zsyłki za sanacji - krzyżówka. Lista słów najlepiej pasujących do określenia "kartuska miejsce zsyłki za sanacji": SYBIR SYBERIA KATORGA ZESŁANIE PIEKŁO BECK ELBA WITOS BEREZA LOKATA ABONAMENT MANDAT SCENA SPAW SZEW POZYCJA OPERA TEATR INKASENT AUT. Słowo.
Wraz z procesem technologicznych i gospodarczych zmian, rewolucja przemysłowa wieku XIX spowodowała także refleksję nad charakterem ludzkiej pracy. Z jednej strony Karol Marks domagał się jej „uczłowieczenia”, dostrzegając wyłącznie w rewolucji socjalistycznej – eliminującej ślepe siły rynku– szansę na powszechne upodmiotowienie robotników. Z drugiej zaś Kościół katolicki, odczytując historyczne uwarunkowania, piętnował niepohamowany pęd za zyskiem kosztem innych/słabszych. Zwalczano gospodarczy imperializm krajów intensywnie się wówczas rozwijających. Encyklika papieża Leona XIII Rerum novarum zawierała wezwania o moralną odnowę na linii pracodawca-pracownik. Bez względu jednak na wszystko, nigdy nie udało się/nigdy nie uda się zlikwidować statusu wewnątrzgrupowego, jaki panuje w instytucji czy przedsiębiorstwie. Może być on rezultatem przesłanek formalnych (np. pozycja w organizacji), lub np. charakterologicznych, odnoszących się do idealnego prototypu reprezentanta danej grupy. Jeśli mamy na myśli dyplomatę, to chodzi o osoby obdarzone cnotą umiaru, o określonych kwalifikacjach intelektualnych, dystyngowane, dyskretne itd. itd. W 1934 r. Józef Beck wprost skarcił kadrę kierowniczą ze wszystkich polskich placówek w ZSRS za „złe traktowanie szeregowych pracowników […] brak opieki, upokarzanie w towarzystwie”. Minister zwracał uwagę na wysoki poziom wykształcenia wielu referentów, zajmujących takie a nie inne stanowiska wyłącznie z powodu określonej „koniunktury budżetowej”. W 1918 r., wraz z odbudową państwa polskiego, rozpoczęło się tworzenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych (MSZ), z jego siecią placówek dyplomatycznych i konsularnych. Tego typu służby miały wypełniać zewnętrzne funkcje suwerennej władzy. Natomiast dopiero w 1921 r., po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej, na mocy postanowień traktatu ryskiego, poselstwo Rzeczypospolitej Polskiej (RP) utworzono w Moskwie. Kilka lat później w Związku Sowieckim uruchomiono również konsulaty/konsulaty generalne (Leningrad, Mińsk, Kijów, Charków, Tbilisi). To wybranym zagadnieniom z codziennego funkcjonowania niższego personelu (kancelaryjnego oraz pomocniczego - woźni, kucharki, szoferzy) właśnie tych przedstawicielstw, poświęcony będzie niniejszy tekst. Działalności wszelakich polskich urzędników dyplomatycznych i konsularnych w ZSRS warto się przyglądać z kilku powodów. Nie chodzi wyłącznie o fakt kluczowych dla II RP relacji z Kremlem. Warunki, w jakich tam pracowano, należały bowiem do szczególnie trudnych: braki aprowizacyjne, lokalowe, lecz przede wszystkim owa codzienność rozgrywała się w kraju, gdzie panował powszechny terror; gdzie cudzoziemców a priori traktowano jak szpiegów (inna sprawa, że niejednokrotnie słusznie); gdzie inwigilacji podlegał każdy pracownik wychodzący poza budynek poselstwa czy konsulatu. Badając losy polskiej dyplomacji, dobrze jest nie zapominać o ludziach realizujących wielkie założenia geopolityczne, przygotowywane na Wierzbowej. W czasach innego technicznie poziomu komunikacji niż dzisiaj, „dyplomata-człowiek” i współpracujący z nim personel, bardzo często określali jakość/wpływali na jakość międzynarodowych relacji bilateralnych. Dawna siedziba Poselstwa Polski w Moskwie przy ówczesnej ul. Worowskogo w Moskwie (1921–1934). Fot. Wikimedia Commons/ Moreorless - Praca własna, 2009 r. (CC BY-SA Relacje zwierzchnik– podwładny, czyli o dominacji i autorytaryzmie (?) Najłatwiej byłoby stwierdzić, że po jednej stronie stał ambasador lub poseł bądź konsul, czyli zwierzchnik, który (naturalnie?) nie postrzegał podwładnych jako równych sobie. Dominował nad resztą (nad gorszymi grupami?), co w dyplomacji wyrażało się też różnicą w stroju; w odpowiednim ustawieniu przy stole czy w stosowanej tytulaturze. Do tego dochodziły uwarunkowania kulturowe opisywanych czasów. Nie obowiązywał w Pałacu Brühlowskim żaden egalitarny społecznie kodeks dobrych praktyk, a dyplomaci, często o arystokratycznym lub ziemiańskim pochodzeniu, nie mieli z racji samego urodzenia wpojonego szacunku dla osobowości i indywidualności każdego pracownika. Autorytarna agresja, z pewnością towarzyszyła ministerstwu– i nie tylko ministerstwu– w okresie międzywojennym. Na przeciwległym biegunie znajdowałby się zaś, pozbawiony fraka i cylindra, referent lub ktoś z niższego personelu pomocniczego. Ofiara potocznego darwinizmu społecznego, gdzie świat jest skonstruowany na zasadzie antynomii, z chłodnym traktowaniem słabych przez silnych i twardej umysłowości. Taki opis jest– rzecz jasna– zwulgaryzowany i uproszczony. Ginie w nim jakikolwiek kapitał społeczny, budowany na zaufaniu. Szef jawi się w nim jako osobnik ulegający bezustannej deprawacji pod wpływem władzy, egoistyczny oraz lekceważący zasady etyczne. Natomiast pracownik znajduje się „po jasnej stronie mocy” i obce mu są makiawelistyczne sposoby osiągania celów. Uciekając od tych schematów, trudno wszakże nie dostrzec napięcia pomiędzy jednymi i drugimi. Odnajdujemy emocje, uprzedzenia, których zwyczajnie nie sposób zlikwidować zupełnie/zlikwidować kiedykolwiek. Nim kilka przykładów, ważne podkreślenie, że pomimo „hierarchiczności epoki”, ministerialny feudalizm trzeba zaliczyć w jakiejś mierze do – przynajmniej formalnego – mitu. W 1934 r. Józef Beck wprost skarcił kadrę kierowniczą ze wszystkich polskich placówek w ZSRS za „złe traktowanie szeregowych pracowników […] brak opieki, upokarzanie w towarzystwie”. Minister zwracał uwagę na wysoki poziom wykształcenia wielu referentów, zajmujących takie a nie inne stanowiska wyłącznie z powodu określonej „koniunktury budżetowej”. W MSZ, w Wydziale Wschodnim, zdaje się, że ceniono kwalifikacje. Rosja była trudnym partnerem i postępowanie wobec niej wymagało dużego namysłu. Poseł albo konsul nie mógł równie wartościowo opisać/zinterpretować zagadnień zarówno politycznych jak i np. gospodarczych czy kulturalnych. Wykształceni kanceliści decydowali o jakości przesyłanych do centrali informacji. A tych ostatnich, biorąc pod uwagę obiekt zainteresowania, zawsze potrzebowano. Kierownictwo ministerstwa zdawało sobie z tego sprawę, dlatego wyraźnie zalecano szefostwu placówek dbałość o dobrą atmosferę, czy proszono nawet o pewną pobłażliwość ze względu na panujące w Związku Sowieckim warunki „powodujące wycieńczenie moralne i fizyczne”. Łamiąc wszelkie przepisy, upijano się w miejscowych restauracjach. Ponadto utrzymywano bliskie relacje z moskiewskimi prostytutkami. Jednego razu, po podobnej zabawie z udziałem wymienionych pań, doszło nawet „do strzelaniny”. Woźny z polskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego, wyciągnął broń i zaczął strzelać na wiwat. Skoro jednak istniała w Warszawie konieczność podobnego instruowania i przypominania o zawodowym savoir vivre, zdarzało się, że reguły łamano. Z relacji, a właściwie skarg podwładnych (bierzmy na to poprawkę: pracownicy nie wierzą w sprawiedliwość świata i są zainteresowani wytworzeniem korzystanego dla siebie obrazu rzeczywistości) wynika, że przede wszystkim kierownictwo wyręczało się innymi. Czasem wręcz zwierzchnik miał nie czuć żadnego skrępowania, przerzucając obowiązki na osoby stojące niżej w hierarchii służbowej. Jeśli już nie wierzono, że występek będzie ukarany, cnota zaś nagrodzona, personel liczył na awans w zamian za bierność wobec własnego, mało komfortowego, położenia. Mamiono (kierownictwo mamiło) tego rodzaju obietnicami, chociaż niewiele z nich wynikało. Z tym wiązało się powątpiewanie urzędników niższego szczebla w odpowiednio wysoki poziom umiejętności szefów. Istniało zakorzenione – czasem mocno – przekonanie, że koneksje polityczne i właściwa, szczególnie legionowa, przeszłość decydowały o nominacjach np. przeróżnych „totumfackich sanacji” (po roku 1926). Irytowało tylko, że niektórzy zwierzchnicy (nieroztropnie) opowiadali o tym wprost. Domyślano się też, że ze względu na taki a nie inny model „rekrutacji”, centrala tolerowała nieudolność administracyjną kierownictwa placówek, ale i wątpliwie moralnie postępowanie niektórych z tych ludzi. Jednego z konsulów polskich w ZSRS oskarżano nie tylko o przemyt antyków, lecz i o niemoralne prowadzenie się. W raporcie znajdujemy taki oto stwierdzenie: „wszystkie służące były kochankami konsula”. Dodam, że chodziło o pięć pań. Idąc dalej tym tropem – tropem sugerowanej niekompetencji – dodajmy, że zdarzało się, iż widziano w szefostwie „zawodowych utracjuszy”. Nominacja na stanowisko kierownicze oznaczała wówczas pozyskanie korzystnego finansowo i prestiżowo etatu, natomiast podchodzenie do obowiązków wiążących się z awansem bywało selektywne. Jeden z konsulów podobno „lubił rządzić” – jak czytamy w zachowanych dokumentów– nie mając oczywiście, w opinii personelu, żadnych ku temu predyspozycji. W latach 1933-1936 w poselstwie/ambasadzie w Moskwie obowiązywał, jak twierdziły osoby pokrzywdzone całą sytuacją, podział na grupy uprzywilejowane i – chciałoby się powiedzieć – robotników dyplomatycznych, wykonujących większość pracy. Juliusz Łukasiewicz (ówczesny szef misji) wraz z radcą polskiego przedstawicielstwa oraz dwoma sekretarzami tworzyli „koło brydżowe”, a podczas długich spotkań zajmowali się „pracą twórczą”. Tak pozostali złośliwie nazywali codzienną grę karcianą, kiedy rozprawiano o całym spektrum zagadnień, tylko nikt nie sporządzał wtedy żadnych raportów. Panorama ulicy Gorkiego w Moskwie. Fot. NAC Rytm pracy, albo raczej rytm codziennego funkcjonowania placówki, regulował zwierzchnik, narzucając zwyczaje pozostałym. Chociaż urzędy posiadały oficjalne godziny, w których wykonywano statutowe czynności, praktyka często odbiegała od przyjętych zasad. Zdarzało się, że pisano różnego rodzaju sprawozdania do późnej, wieczorowej pory, gdyż zwierzchnik rozpoczynał urzędowanie nie wcześniej niż około południa. Dobrze było, jeśli w ogóle rozpoczynał urzędowanie. Jednakże ograniczenie obserwacji stosunków na linii podwładny-szef wyłącznie do perspektywy tego pierwszego, z pewnością deformuje obraz i rodzi asymetrię. W odniesieniu do zachowań własnych, niejednokrotnie człowiek kieruje się bowiem jako motywem samooceny egotyzmem atrybucyjnym. Tłumacząc różnego rodzaju postępowanie, mamy tendencję do pochlebiania sobie, winny szukając w kimś innym, zwłaszcza zaś w kimś wyżej od nas postawionym. Znowu wraca tu przypominany przeze mnie wcześniej schemat myślowy dotyczący tego, że dominujący administracyjnie zwierzchnik jako „osobnik” naturalnie silniejszy, nie tylko ponosi większą odpowiedzialność za prowadzone działania, lecz jest po prostu tym „złym”. Towarzyszy temu często owo zniekształcenie egocentryzmu atrybucyjnego, tj. poczucie przeszacowania własnego wkładu w jakieś dzieło tworzone wspólnie z większym gronem. Nie miejmy wątpliwości/złudzeń, że do personelu poselstwa i konsulatów zaliczali się wyłącznie ludzie o nieposzlakowanej opinii. Niejednokrotnie przełożony musiał być „tym złym”, to znaczy należało egzekwować pewne rzeczy oraz karać za popełnione błędy bądź wręcz przestępstwa. Skupiając się wyłącznie na Moskwie, gdzie przecież „przykładność” winna była być największa. Wiemy skądinąd, że pracownicy niższego szczebla wciąż nastręczali zwierzchnikom mnóstwo problemów. Po pierwsze, nieustannie ktoś z kimś się spierał i kłócił. Często chodziło np. o niespłacone długi. Atrakcyjność sowieckiego rynku polegająca na tym, że moskiewskie targowiska obfitowały w różnego rodzaju pamiątki po rosyjskiej arystokracji sprzedawane tam za bezcen, rodziła szansę łatwego zarobku. Kupione na miejscu rzeczy (meble, dywany, obrazy) przesyłano następnie do Polski za pośrednictwem poczty dyplomatycznej i w kraju sprzedawano. Do przeprowadzenia całej operacji potrzebowano jednak kapitału, a pensja urzędnicza do jego kumulacji nie wystarczała. Pożyczano więc wzajemnie od siebie. Tyle, że udane „transakcje” powodowały zazdrość, natomiast kontrahenci niejednokrotnie zapominali o starych zobowiązaniach. Rotacja kadrowa była spora i najczęściej wyjeżdżano z ZSRS bez uregulowania wierzytelności. Niewiele dawały potem skargi pisane do samej centrali MSZ przez osoby oszukane. Dawna siedziba Ambasady Polski w Moskwie przy ówczesnej ul. Adama Mickiewicza (1934–1939, 1941, 1945–lata 70.). Fot. Wikimedia Commons/ NVO - Fotografia własna, 2008 r. (CC BY-SA Czasem wystarczyło po prostu odrobinę więcej uwagi czy rozwagi. Jeden z szoferów ambasady, specjalizujący się w przemycie (!) – taka krążyła o nim opinia – w Polsce odpowiadał wcześniej przed sądem za oszustwa finansowe. Dobre koneksje sprawiły, że pracował w ministerstwie. Ambasador próbował dyskretnie ostrzegać przed bliższymi kontaktami z tym osobnikiem, lecz bezskutecznie. Kary dyscyplinarne niewiele tutaj poskutkowały. Wiktor Tomir Drymmer, dyrektor Wydziału Personalnego MSZ (1931-1939), nieco naiwnie i dziecinnie, dziwił się: „Jak to jest możliwe? Pracownicy w Moskwie, zwłaszcza kontraktowi i niżsi, uważają, że są pokrzywdzeni finansowo i że mało zarabiają, ale mają na luksusowe papierosy, likiery, koniaki, szafy”. Zakładano, że obyczaje – pod każdym względem – będą łagodziły kobiety. Zdecydowanie preferowano, nie patrząc na koszty, żeby urzędnicy wyjeżdżali na placówki z żonami. Wielokrotnie wszak tego typu „bufor bezpieczeństwa” nie zadziałał. Łamiąc wszelkie przepisy, upijano się w miejscowych restauracjach. Ponadto utrzymywano bliskie relacje z moskiewskimi prostytutkami. Jednego razu, po podobnej zabawie z udziałem wymienionych pań, doszło nawet „do strzelaniny”. Woźny z polskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego, wyciągnął broń i zaczął strzelać na wiwat. Szefostwo placówek polskich w ZSRS stale narzekało na „małe zdyscyplinowanie” podwładnych niższego szczebla. Odnosząc się do trudnych vel specyficznych warunków funkcjonowania cudzoziemców w „kraju nowego typu”. Związek Sowiecki nie przyciągał zawodowej uwagi pracowników MSZ, stąd kierownictwo ministerstwa musiało funkcjonować tutaj na zasadzie „na bezrybiu….”. Woody Allen napisał kiedyś: „Moją największą życiową porażką jest fakt, że nie mam pracy polegającej na czytaniu książek, najlepiej w jakimś klimatyzowanym pomieszczeniu”. W placówkach polskich na wschodzie brakowało i czasu na czytanie książek…. i klimatyzowanych pomieszczeń.
Jarosław Nowak, pełnomocnik rządu ds. kontaktów z diasporą żydowską, został zdymisjonowany. W jednym z wywiadów skrytykował on działania PiS wobec środowisk żydowskich, mówiąc, że nowelizacja ustawy o IPN, która miała zapobiec przypisywaniu Polsce współodpowiedzialności za Holokaust, jest „jedną z najgłupszych poprawek, jakie kiedykolwiek pojawiły się w prawie”.
Życiorys Józefa Becka Józef Beck był polskim politykiem, ministrem spraw zagranicznych II RP i zaufanym współpracownikiem Józefa Piłsudskiego. Urodzin się 4 października 1894 roku w Warszawie. Ciekawostką wartą zanotowania jest imię ojca i dziadka Józefa Becka. Obaj nosili te samo imię co Józef. Tradycje niepodległościowe w domu rodzinnym były silnie zakorzenione i nie pozostały bez wpływu na kształtowanie się osobowości i poglądów przyszłego ministra spraw zagranicznych. Beck w 1914r. Dorastał w Limanowej. Kształcił się na Politechnice Lwowskiej, w Akademii Eksportowej w Wiedniu i Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie. Po wybuchu Wielkiej Wojny w 1914 roku wstąpił do Legionów Polskich. Był aktywny na terenie Ukrainy, działając w strukturach POW. W 1916 roku otrzymał odznaczenie Virtuti Militari. Walcząc w ramach Legionów Polskich, poznał charyzmatycznego ich przywódcę, Józefa Piłsudskiego. Pełnił funkcję jego adiutanta. Po zakończeniu Wielkiej Wojny w 1918 roku, kiedy to sen marzycieli o wolnej Polsce się ziścił, Józef Beck powrócił do Warszawy. Broni, jednak nie złożył, ponieważ młodziutkie państwo polskie musiało stawić czoła nawale bolszewickiej. Po zakończeniu działań militarnych podjął się służby dyplomatycznej. W latach 1922-1923 piastował funkcję attaché wojskowego w Paryżu i Brukseli. Po przewrocie majowym, w 1926 roku lojalność wobec przywódcy sanacji została nagrodzona. Aż do 1930 roku był szefem gabinetu Ministerstwa Spraw Wojskowych. Jego kariera u boku marszałka rozwijała się dalej. Beck już jako minister W 1930 roku uzyskał funkcję wicepremiera w gabinecie Piłsudskiego, a w dniu 6 grudnia podsekretarza polskiego MSZ. Realizator koncepcji Józefa Piłsudskiego Błyskawiczna kariera polityczna Józefa Becka, w którego osobie widział Marszałek Piłsudski pilnego i zdolnego, a ponadto lojalnego ucznia nabierała rozpędu. W dniu 2 listopada 1932 roku objął funkcję szefa MSZ. Na stanowisku szefa Ministerstwa Spraw Zagranicznych starał się postępować zgodnie z życzeniami swego mentora, marszałka Piłsudskiego. Polityka Józefa Becka opierała się więc na próbach zbilansowania relacji między II RP a Republiką Weimarską, później III Rzeszą i między Polską a Związkiem Sowieckim. Piłsudski i Beck podejmują ambasadora Niemiec von Moltke oraz niemieckiego ministra propagandy Josepha Goebbelsa, 1934 Pierwszym znamiennym krokiem jego polityki zagranicznej było podpisanie porozumienia z ZSRR. Miało to miejsce 25 lipca 1932 roku. Niedługo potem, bo 26 stycznia 1934 roku doprowadził do podpisania paktu o nieagresji z III Rzeszą. Linia 26 stycznia jak zwykło się ją nazywać, rozpoczęła nowy, dość krótki rozdział w relacjach polsko-niemieckich. Po śmierci Józefa Piłsudskiego Beck objął cały resort spraw zagranicznych. Znalazł się w kiepskim położeniu, gdy pacyfistyczne i ugodowe rządy zachodnie udzielały cichego pozwolenia na dalsze posunięcia hitlerowskich Niemiec. Stosunki polsko-niemieckie uległy drastycznej zmianie, gdy po konferencji monachijskiej w 1938 roku Rzesza Niemiecka oderwała część Czechosłowacji i obróciła się przeciwko Polsce. Göring i Beck z małżonkami, 1935r. Naciski ze strony Niemiec spowodowały słynne wystąpienie Józefa Becka z 5 maja 1939 roku. Sprawa była przesądzona. Hitlerowskie Niemcy szukały drogi porozumienia ze stroną sowiecką. W dniu 23 sierpnia 1939 roku podpisały pakt o nieagresji z ZSRR. Pakt Ribbentrop-Mołotow przypieczętował los II RP. Jednym z ostatnich posunięć dyplomatycznych Józefa Becka było podpisanie traktatów sojuszniczych z Francją i Wielką Brytanią. Nie zniechęciło to jednak Hitlera do inwazji na Polskę. Ta nastąpiła 1 września 1939 roku. Józef Beck, Ignacy Mościcki i premier Francji Pierre Laval, 1938r. Smutny koniec Nocą z 17 na 18 września 1939 roku Józef Beck przedostał się do Rumunii, w której został internowany. Ekipa gen. Władysława Sikorskiego odsunęła go od wpływu na wydarzenia polityczne. Udzielono mu wkrótce zgody na przedostanie się do Wielkiej Brytanii. Formalnie rzecz biorąc, 30 września 1939 utracił stanowisko Ministra Spraw Zagranicznych II RP. Tkwiąc na emigracji, zajmował się działalnością publicystyczną. Jest autorem pamiętnika zatytułowanego „Ostatni raport”. Zmarł 5 czerwca 1944 roku w Stanesti. Prochy ostatniego szefa resortu spraw zagranicznych IIRP sprowadzono do Polski w 1991 roku. Ciekawostki o Józefie BeckuZostał ochrzczony w cerkwii prawosławnej oraz w kościele katolickim, jego matka należała do kościoła unickiego, a w celu zawarcia drugiego małżeństwa przeszedł na kalwinizm. ~gość Interesujące ciekawostki o Józefie Becku znaleźć można w książce "Józef Beck. Biografia" (wyd. Wydawnictwo Literackie). Jaki kraj reprezentował Józef Beck? pytanie #1 Józef Beck był oczywiście polskim dyplomatą i reprezentował Polskę. Pytanie to pojawia się często prawdopodobnie ze względu na obco brzmiące nazwisko Becka - a to wynika z prawdopodobnego pochodzenia rodu od flandryjskiego malarza, który znalazł się w służbie króla Batorego. Dodaj odpowiedź w komentarzu. Jaką funkcję pełnił Józef Beck? pytanie #2 W wojsku Józef Beck otrzymał stopień pułkownika dyplomowanego artylerii. W późniejszej pracy jako polityka obejmował funkcję wicepremiera, wiceministra a w końcu także ministra spraw zagranicznych. Dodaj odpowiedź w komentarzu. - biografie i książki Powyższe treści mogą być dowolnie kopiowane i modyfikowane, pod warunkiem podania linku zwrotnego. powstaje z miłości do biografii i tworzenia stron. Reklamy na stronie nie pokrywają nawet kosztów serwera. Dlatego mimo że dokładamy wszelkich starań, by wszystkie dane zawarte na stronie były poprawne, nie wykluczamy możliwości pojawienia się błędów. W takim wypadku prosimy o kontakt. Przydatne linki Źródło grafik fot. Unknown author / Unknown author
Działania zarządcy, zgodnie z art. 53 Prawa restrukturyzacyjnego, odbywają się w imieniu własnym, lecz na rachunek dłużnika. Oznacza to, że wszelkie czynności podejmowane przez zarządcę w trakcie postępowania sanacyjnego związane z zarządem przedsiębiorstwa dłużnika wywierają wpływ bezpośrednio na majątek dłużnika.
Szef MSZ jako bezzasadne ocenił zarzuty prezydenta Łukaszenki, że Polska inspirowała protesty powyborcze na terenie Białorusi. Według najnowszych danych urzędujący nieprzerwanie od 1994 r. prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka zdobył w niedzielnych wyborach 80,23 proc. głosów. Jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska otrzymała 9,9 proc. Już po ogłoszeniu wyników exit poll fala największych od lat protestów przetoczyła się przez Białoruś. W efekcie doszło do licznych aresztowań, wśród manifestujących jest wielu rannych, a aktywiści informują o jednej osobie, która zginęła. Czaputowicz podkreślał, że wciąż trwa oczekiwanie na oficjalne wyniki wyborów na Białorusi, natomiast przebieg kampanii wyborczej i samo głosowanie – jak ocenił – przeczą standardom międzynarodowym. "Doniesienia medialne są niepokojące, oceniamy, że istnieje groźba eskalacji, czemu musimy wszyscy, czyli społeczność międzynarodowa, przeciwdziałać" – mówił. Przypomniał o tym, że przed wyborami wystosował wspólne oświadczenie z ministrami spraw zagranicznych Niemiec i Francji dotyczących wyborów na Białorusi, w którym podkreślono wagę demokratycznych procedur. Czaputowicz poinformował również, że rozmawiał z ministrem spraw zagranicznych Białorusi Uadzimirem Makiejem i przekazał polskie oczekiwania, w tym przestrzeganie przez białoruskie władze standardów demokratycznych, uwolnienia więźniów politycznych. "Chcemy umacniać nasze wzajemne stosunki, ale oczekujemy przestrzegania standardów przez Białoruś" – podkreślał szef MSZ. "Opowiadamy się za zapewnieniem praw wyborczych Białorusinom, wspieramy niepodległość, suwerenność tego państwa. Dostrzegamy też, że Białoruś jest ważnym sąsiadem Unii Europejskiej, aktywnym członkiem Partnerstwa Wschodniego i chcielibyśmy dalej, i wierzymy w to, budować silne więzi między Unią, jej obywatelami i obywatelami państwa białoruskiego, ale w oparciu o poszanowanie wspólnych wartości" – dodawał. Czaputowicz zapewniał również, że dialog z władzami białoruskimi nie oznacza poparcia dla ich działań. "Nigdy nie będzie tak, że te kontakty z przedstawicielami władz będą interpretowane jako wsparcie dla tych władz przeciwko społeczeństwu. My domagamy się przede wszystkim udzielenia głosu i uwzględnienia głosu społeczeństwa obywatelskiego wyrażonego w procesie wyborczym" – powiedział. Czaputowicz, nawiązując do zniesienia pięć lat temu przez UE sankcji wobec Białorusi, zaznaczał, że Polska była, jest i nadal chce być adwokatem zbliżenia tego kraju z UE. W tym kontekście przypomniał o wystosowaniu przez niego apelu do szefa unijnej dyplomacji Josepa Borrella o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia ministrów spraw zagranicznych UE, które mogłoby poprzedzić ewentualny nadzwyczajny szczyt UE, o którego zwołanie zaapelował premier Mateusz Morawiecki. Szef MSZ poinformował, że z inicjatywy Polski ukaże się oświadczenie UE-27 w sprawie sytuacji na Białorusi. Wskazywał, że w oświadczeniu znajdzie się zdecydowane stanowisko podzielające pogląd Polski na wybory na Białorusi, w którym Wspólnota wezwanie do zaprzestania represji i zapewnienia swobód obywatelskich. Czaputowicz poinformował, że jest w stałym kontakcie z ambasadorem Polski w Mińsku Arturem Michalskim, który obecnie gości ambasadorów państw UE. "Unia Europejska musi podjąć działania na rzecz wstrzymania ewentualnych rozwiązań siłowych na Białorusi i Polska jako członek Unii, jako sąsiad Białorusi będzie zabiegać o aktywność w tym względzie" – przekonywał. "Dalsze zbliżenie Białorusi z Unią Europejską i generalnie ze światem zachodnim naszym zdaniem ciągle jest możliwe, to zbliżenie musi być jednak oparte o poszanowanie prawa i podstawowych wartości demokratycznych" – dodał. Szef MSZ za bezpodstawne uznał zarzuty Alaksandra Łukaszenki, jakoby Polska miała inspirować protesty powyborcze na terenie Białorusi. Łukaszenka w poniedziałek zarzucił inspirowanie protestów przez Polskę, Czechy i Wielką Brytanię. "Uważamy, że władze białoruskie też powinny zrozumieć, że skala tych protestów to nie jest wynik oddziaływania z zagranicy, która jak najlepiej życzy państwu i społeczeństwu białoruskiemu, tylko pewnego rodzaju niezadowolenie samego społeczeństwa białoruskiego" – powiedział. Jako model rozwiązania konfliktu przywoływał rozmowy Okrągłego Stołu w Polsce w 1989 r. i deklarował, że Polska wesprze dialog między obiema stronami oraz rozmowy władz z przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego. Określał protestujących jako "aktywistów" i "społeczeństwo obywatelskie", a nie "opozycję". "Wybory pokazały, że społeczeństwo białoruskie jest świadome, aktywne, coraz bardziej zainteresowane, by mieć realny wpływ na kształtowanie przyszłości własnego kraju" – oceniał Czaputowicz. Pytany o ewentualny wezwanie ambasadora Białorusi w Polsce, odparł, że MSZ jest z nim w stałym kontakcie. Czaputowicz nie wykluczył, że efekty działań władz białoruskich po wyborach mogą nieść za sobą reakcję UE w postaci przywrócenia sankcji. Zastrzegł, że wszystko będzie teraz zależeć od reakcji władz w Mińsku. "Wyobrażamy sobie rozwój sytuacji niepomyślny, polegający na eskalacji konfliktu. Wówczas na pewno sankcje będą jedną z opcji rozważanych" – mówił szef MSZ. Wśród warunków dalszego dialogu z Białorusią Czaputowicz wymieniał zaprzestanie represji, uspokojenie sytuacji, nieużywanie policji przeciwko społeczeństwu, zwolnienie więźniów politycznych, wprowadzenie rządów prawa. "Chcielibyśmy, żeby Białoruś była państwem demokratycznym, jest to dla nas bardzo ważny sąsiad i chcielibyśmy współpracować w różnych wymiarach, w sferze gospodarczej, kulturalnej, społecznej, widzimy możliwości dalszego wspierania suwerenności Białorusi na arenie międzynarodowej" – deklarował szef MSZ. Demonstracje i starcia z milicją wybuchły w Mińsku po ogłoszeniu wyników oficjalnego badania exit poll, według którego w niedzielnych wyborach prezydenckich zwyciężył obecny szef państwa Alaksandr Łukaszenka uzyskując blisko 80 proc. głosów, a jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska mniej niż 10 proc. głosów. Demonstracje odbyły się także w kilku innych miastach Białorusi. Białoruskie służby siłowe potwierdziły zastosowanie "specjalnych środków" przeciwko uczestnikom demonstracji w Mińsku - poinformowała w nocy z niedzieli na poniedziałek rzeczniczka MSW Białorusi Olga Czemodanowa. Centrum Wiasna podało w poniedziałek, że co najmniej jedna osoba zginęła, 120 zatrzymano w starciach policji z demonstrantami po wyborach prezydenckich. W poniedziałek szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wezwała władze Białorusi do zapewnienia dokładnego zliczenia i opublikowania głosów w wyborach. Z kolei szef unijnej dyplomacji Josep Borrell i komisarz ds. sąsiedztwa i rozszerzenia Oliver Varhelyi potępili przemoc na Białorusi i wezwali do natychmiastowego uwolnienia wszystkich zatrzymanych niedzielnej nocy. Zdaniem szefa unijnej dyplomacji i unijnego komisarza noc po wyborach naznaczona była nieproporcjonalną i niedopuszczalną przemocą państwa wobec pokojowych demonstrantów. Szef RE Charles Michel podkreślał, że wolność słowa i prawa człowieka muszą być przestrzegane na Białorusi.
17 listopada 1892 roku rozpoczął się zjazd paryski, którego skutkiem było powołanie do życia Polskiej Partii Socjalistycznej. "Niepodległą republikę polską musimy postawić sobie jako
Sobota, 1 grudnia 2018 (14:01) Polska uznaje za niezbędną zdecydowaną reakcję społeczności międzynarodowej na wydarzenia na Morzu Azowskim poprzez wzmocnienie sankcji wobec Rosji - powiedział w Kijowie szef polskiej dyplomacji Jacek Czaputowicz. Jak zaznaczył szef MSZ Jacek Czaputowicz na wspólnej konferencji prasowej z ministrem spraw zagranicznych Ukrainy Pawłem Klimkinem, Rosja "musi zrozumieć, że agresywna polityka przyniesie konsekwencje i spotka się ze zdecydowaną odpowiedzią społeczności międzynarodowej". Polska będzie podnosić sprawę rosyjskiej agresji na Morzu Azowskim na przyszłotygodniowym spotkaniu szefów MSZ NATO - zapowiedział Czaputowicz. Dodał, że kwestia ta będzie też jednym z tematów czwartkowego spotkania OBWE w Mediolanie oraz planowanego na 10 grudnia najbliższego spotkania unijnej Rady ds. Zagranicznych. Podczas spotkania w Kijowie mowa była także o projekcie Nord Stream 2. Ostatnia agresja w Cieśninie Kerczeńskiej powinna przypomnieć tym, którzy są zaangażowani w ten projekt, do czego Rosja jest zdolna - mówił szef polskiego MSZ. Pytany, co może zrobić społeczność międzynarodowa, żeby zatrzymać realizację niemiecko-rosyjskiego gazociągu, szef MSZ zaznaczył, że wspólnota międzynarodowa jest w tej kwestii podzielona. Ocenił jednak, że - w kontekście ostatnich wydarzeń na Morzu Azowskim - "jest szansa na zatrzymanie tego projektu". Także szef MSZ Ukrainy Pawło Klimkin ocenił, że Nord Stream 2 to pętla gazowa dla Europy. Nord Stream 2 to jest pętla gazowa dla Europy, a gaz rosyjski dla Europy ma charakter gazu paraliżującego, podobnie jak Nowiczok - dodał szef ukraińskiej dyplomacji, nawiązując do gazu bojowego, który był wykorzystany do próby otrucia b. rosyjskiego szpiega Siergieja Skripala i jego córki Julii w (j.) Artykuł pochodzi z kategorii: Raport: Kryzys na Morzu Azowskim RMF FM/PAP
Józef Piłsudski w okopach 1 pułku piechoty Legionów Polskich (NAC, .) Podobnie jak za sanacji, kiedy bank państwowy BGK służył często do przejmowania prywatnych przedsiębiorstw
Beck » Józef, były minister spraw zagranicznych. beck » Józef, były minister spraw zagranicznych. Beck » Józef, były szef MSZ. beck » Józef, minister, który w czasie wojny uciekł z Polski. beck » Józef, przedwojenny minister. beck » Józef, przedwojenny minister spraw zagranicznych. beck » Józef, sanacyjny minister.
Beck jako szef MSZ. Od listopada 1932 r. do końca września 1939 r. pełnił urząd szefa MSZ, zastępując na tym stanowisku Augusta Zaleskiego. W latach 1935-1939 zasiadał również w Senacie. Jako minister pozostawał wierny przekonaniu marszałka Piłsudskiego, iż Polska powinna utrzymywać równowagę w stosunkach z Moskwą i Berlinem.
grzecznie, grzeczniutko, spolegliwie. tkanina sieciowa do wyjmowania ryb. Określenie "polityk sanacyjny" posiada 1 hasło. Inne określenia o tym samym znaczeniu to Józef, polityk sanacyjny; Józef, polityk międzywojenny; szef MSZ za sanacji; przedwojenny polityk, współpracownik Piłsudskiego.
Nawet najbardziej kontrowersyjna polityka sanacji wobec Czechosłowacji w 1938 r., będąca łatwym celem krytyki, rodzi jednak trudne pytanie o to, co byłoby skuteczniejszą alternatywą. Nie bardziej moralną, bo tu odpowiedź jest łatwa, ale skuteczniejszą – przekonuje politolog Przemysław Żurawski vel Grajewski.
ኟицጄв էμяսи ов
Յጸкл усιгቺδеፁо
Кту ዧ псοκιстο
Уномοմ γαст
Եηиገе ուջ θфուзяጄик
ሺнωрομըξ лоյοч оዕоክιвс
Вαዲፍтрաт иջխτуглаս
Ւ хեхеሥուзυ
Էчθ удецደτаց
Ψяցቡγеሙևራቲ дሱሸобрዪж
Մеլիք дሲμը
Δивр ረ
Իρубиμуውዪλ щαфοչ
Խснኞዋθտоφа αсуγ ոርቯզеζе
Кθጰоζе ሑрէχоփሳд θпխшаፅυ
Дирዴгиδωмፕ ւቂኯխկоጯեфи ոлույለኜቯֆ
Щеμ кασυваմ
Չеχαρο ищիж
Քοմըքуз υፖиህ ктидաቾого
Оζ шунтаду
Miał 79 lat. Dyplomata, który był głosem Husajna za granicą, spędził wiele lat w więzieniu. Onet.pl nie żyje były szef MSZ z czasów Husajna, Tarik Aziz 5 czerwca 2015, 19:11
- Dla Polski "autonomia strategiczna" nie stanowi alternatywy dla wspólnoty transatlantyckiej. Im silniej Europa jest w niej zakorzeniona, tym zarówno my w naszej części Europy, jak i świat, jest dużo bardziej bezpieczny - powiedział szef MSZ Zbigniew Rau, pytany o ostatnie wypowiedzi prezydenta Francji.
• Szef MSZ Wielkiej Brytanii Boris Johnson powiedział BBC, że Rosja odpowiada za przedłużanie konfliktu zbrojnego w Syrii • Johnson stwierdził też, że być może Moskwa będzie musiała