Dzieci dotarły bezpiecznie do SOS Wioski Dziecięce w Biłgoraju ok. godz. 3 nad ranem. Były tak zmęczone, że nie miały siły ani jeść, ani pić. Były przemarznięte. Jedyne, czego chciały, to położyć się spać. Potrzeb jest wiele, jednak na ten moment najpilniej potrzebujemy piętrowych łóżek. Część dzieci śpi na razie w
Przed dniem przerwy reprezentanci Polski mają na koncie dwa zwycięstwa, oba niezwykle cenne i tej samej wagi. Do końca turnieju pozostało pięć meczów.
Motorem napędowym Jagiellonii została jesienią dwójka Czechów – Martin Pospisil znajdował się w najlepszej formie od przyjazdu do Polski, a Tomas Prikryl okazał się czołowym asystentem ligi (pięć ostatnich podań). Spotkaliśmy się z nimi i porozmawialiśmy o… Czechach. Dlaczego polskiego piwa nie da się pić? Czy wylewanie piany z piwa to nietakt? Czemu w Czechach lepiej nie szukać drogi? Czy czeski humor można zrozumieć i z jakich powodów ciężko ogląda się w Polsce filmy? Dlaczego największym błędem sprzedawcy jest przyznanie się do tego, że sprzedaje polskie mięso? Czy wyobrażenie o wyluzowanych Czechach to mit? Zapraszamy. Dlaczego nie zostaliście hokeistami? Tomas Prikryl: – Bo jestem za mały! Nie mam odpowiedniej postury, ale zawsze grało się w hokeja na wiosce, gdy była zima. Martin Pospisil: – Ja też zawsze lubiłem hokeja. Zacząłem grać w niego mniej więcej wtedy, co w piłkę. Graliśmy na wiosce dla zabawy. Później zobaczyłem, że w piłce idzie mi trochę lepiej, więc postawiłem na futbol. Zresztą – do hokeja potrzeba było więcej pieniędzy. Grali w niego głównie ci, którzy mieli bogatych rodziców. Ale ja zawsze byłem przekonany, że chcę grać w piłkę. Nie było tak, że chciałem zostać profesjonalnym hokeistą, ale nie Prikryl: – Do piłki nożnej potrzebowałeś tylko butów, a do hokeja cały sprzęt. Ja też grałem głównie dla zabawy. Nic poważnego. Martin Pospisil: – Ale obserwować dalej lubię. Nawet ostatnio Czesi grali – oczywiście oglądałem. Jak wyglądała wasza gra w hokeja? Grało się na zamarzniętym stawie?Martin Pospisil: – Rybnik zamarzał, wszyscy się spotykaliśmy i się grało. Mieliśmy nawet oświetlenie, więc zdarzało się grać do nocy. Tomas Prikryl: – U nas nie było stawu, ale ktoś zawsze nastrikal wody na placyk i przez noc zamarzała. Rano mieliśmy boisko. Martin Pospisil: – Kije się kupowało, ale w naszym przypadku raczej te tańsze. Tomas Prikryl: – Takie klasyczne, z drewna. U ciebie też? Martin Pospisil: – Tak. Jak się złamał, to naprawiało się go śrubokrętem i grało się dalej. Pamiętam też, że czasem graliśmy na betonie piłką do tenisa. Bez łyżew naturalnie, biegało się w butach. To wioska – grało się we wszystko. Tomas Prikryl: – Ja też spróbowałem u siebie chyba każdego są bardziej popularni w Czechach niż piłkarze? Tomas Prikryl: – Różnie. Jak jest zima, dominuje hokej. Latem to się zmienia i piłka jest na pierwszym miejscu. Najwięcej osób kibicuje, gdy są mistrzostwa. Mecze puszczane są w restauracjach i miejscach publicznych. Naród tym żyje. Martin Pospisil: – Wszędzie widać wtedy czeskie flagi. W hokeju mistrzostwa są co rok, w piłce trzeba dłużej czekać. W erze Jaromira Jagra wszyscy byli za hokejem. Zdobywaliśmy wtedy złote medale. Teraz przyszła kolej na masz ksywę Pepik, tak? Martin Pospisil: – Zgadza się. To jaką w takim razie ty masz, Tomas? Pepik 2? Tomas Prikryl: – Czasami dla żartu koledzy tak mówią! Ale generalnie jestem Tomasz. Macie świadomość, że w Polsce często śmiejemy się z czeskiego?Martin Pospisil: – Jest parę takich słówek, ale myślałem, że będzie tego dużo więcej. Ale pamiętaj, że to działa w dwie strony – dla Czechów wasze słowa też są śmieszne. Ale tak samo nie ma ich zbyt wiele. Co na przykład? Tomas Prikryl: – (śmiech) Nie wiem, czy możemy mówić! Martin Pospisil: – Na przykład polska „droga” to po czesku narkotyki. Raz to usłyszałem i nie wiedziałem, co powiedzieć. Najbardziej śmieszne jest, wiadomo – „szukać”. Lepiej żeby polski turysta w Czechach niczego nie Prikryl: – Jak usłyszałem to za pierwszym razem, przeraziłem się. „Zaraz, zaraz, co ty powiedziałeś?!” Martin Pospisil: Mi przez jakiś czas było ciężko w ogóle powiedzieć to słówko. Czułem się nienaturalnie. Tomas Prikryl: – Ja też, ale teraz jest już normalnie. Zdarzyło wam się kupić w Polsce czerstwy chleb?Martin Pospisil: – Cerstvy? Przecież to czeskie Polsce znaczy coś odwrotnego. W Czechach cerstvy chleb to świeży chleb, w Polsce – nieświeży, Prikryl: – Nie wiedziałem. Martin Pospisil: – Ja też. Uczymy się cały czas. A na przykład kveten u nas polski „maj”. Można się co oznacza czeski film? Martin Pospisil: – Dotarło to od nas. Ale co znaczy? Sytuacja, w której nikt nic nie wie, nie wiadomo o co chodzi. Tomas Prikryl: – Dlaczego tak jest? To dlatego, że Polacy nie rozumieją czeskiego poczucia humoru? Martin Pospisil: – Jak obserwują czeskie filmy to pewnie nie wiedzą, o co chodzi! Chyba tak. Martin Pospisil: – A my mamy dobre filmy. Tomas Prikryl: – Nawet bardzo dobre! Ale też słyszałem, że wielu obcokrajowców nie wie, o co w nich chodzi. Martin Pospisil: – Bo czeski humor jest specyficzny. Ulubiony film nasz obu to klasyka – „Dědictví aneb Kurvahošigutntag” (polski tytuł: „Spadek albo kurwachopygutntag” – red.). Chyba najbardziej lubiany film w całym kraju. Nie ma Czecha, który by go nie widział. Możesz oglądać go dwudziesty raz, a i tak się śmiejesz. Ale zdaję sobie sprawę, że to czeski humor, który nie wszyscy rozumieją. Tomas Prikryl: – Opowiada o życiu na wiosce. Martin Pospisil: – Główny bohater cały czas pije. Nie ma nic i w jednym momencie dostaje spadek – staje się milionerem. Tomas Prikryl: – Nie ma pojęcia, co zrobić z tymi Pospisil: – I funduje całej wiosce, co tylko chcą. A propos filmów – polski dubbing to katastrofa! Jak może być tak, że głos podkłada tylko jeden lektor? W Czechach każda osoba ma swój osobny głos. Kobieta ma kobiecy, mężczyzna męski, dziecko dziecięcy. U nas też, ale w niewielu filmach. Martin Pospisil: – Nigdy nie wiem, o co chodzi. Dziwne. Do teraz się jeszcze do tego nie przyzwyczaiłem. To prawda, że czeskie piwo jest najlepsze na świecie? Tomas Prikryl: – Pospisil: – Tak. Ale Tomas musi o tym powiedzieć, bo pije więcej piwa ode mnie (śmiech). Tomas Prikryl: – Hej, tylko jak jest przerwa na kadrę!Martin Pospisil: – Nie piję zbyt dużo piwa, ale jak porównuję polskie i czeskie… Nie da się tego porównać. Nie tylko polskie jest takie, gdziekolwiek jestem zagranicą czuję, że to nie jest piwo. Nie da się pić. U was można kupić czeskie piwa, ale w tej puszce to i tak nie jest to, co być powinno. Prawdziwe piwo jest z nalewaka. Musi być z pianką. Zimą byłem w górach i byli tam Polacy. Tomas Prikryl: – Słyszałem, to jest katastrofa! Martin Pospisil: – Klasyczne czeskie piwo musi mieć piankę na trzy palce. Oni wzięli łyżkę i wylewali piankę z piwa. Wszyscy na nich patrzą: co oni robią?! Tomas Prikryl: – W Czechach jest prosta zasada: nie ma pianki – nie ma piwa. Jeśli podadzą ci piwo bez piany, możesz je zwrócić. Mówimy na nie cochtan. Martin Pospisil: – Jest też na przykład mliko, czyli kufel wypełniony cały pianą, albo hladinka i snyt, czyli coś pomiędzy. Kelnerzy muszą robić specjalne kursy, jak nalewać piwo. Też dlatego w Czechach piwo smakuje dużo lepiej – kelnerzy wiedzą, jak je podać. Piwo powinno się nalewać na pięć-sześć razy. W Polsce zwykle leją na raz i od razu podają. Piliście w Polsce piwo z nalewaka? Martin Pospisil: – Próbowałem. W Polsce jest na odwrót – to z nalewaka jest najgorsze, często dodatkowo rozwodnione. Martin Pospisil: – I takie gazowane, że nie da pić. Tomas Prikryl: – Faktycznie, zauważyłem, że w restauracjach ludzie często zamawiają w butelkach. U nas jest zupełnie na odwrót. W czym Czesi są lepsi od Polaków? Martin Pospisil: – W hokeju. To wiadomo. Tomas Prikryl: – Mamy piękniejsze kobiety. Martin Pospisil: – To prawda, ale może nie pisz tego, bo kibicki z Białegostoku nie będą zadowolone! (śmiech) Są piękne, ale Czeszki są jeszcze piękniejsze. Kto jest bardziej pracowici? Polacy? Martin Pospisil: – Tak, bez dwóch zdań. Jak Polak wyjdzie na boisko, to wiesz, że będzie zapierdzielał. Widać od razu, że ma większą agresję. Tomas Prikryl: – Też mi się tak wydaje. Jak czegoś nie trzeba, to się Czech ukryje, schowa. Bardzo niewielu waszych rodaków wyjeżdża zagranicę. Masa Polaków żyje z kolei w Anglii, Niemczech czy nawet w Pradze. Martin Pospisil: – Bo Czesi są lenie! Wystarczy im siedzieć w domu. Nie chcą próbować nic nowego. Tomas Prikryl: – Teraz jest młoda generacja, dużo influencerów, młodzi lubią wyjeżdżać zagranicę, poznawać coś nowego. Wielu Czechów starszego pokolenia nie zna języków. Nie chciało im się uczyć. Ale to się zmienia. Za co nie lubicie Czechów? Jaka jest wasza wada narodowa? Martin Pospisil: – Moim zdaniem zazdrość. Jak ci idzie, masz wynik, więcej jest zazdrośników niż ludzi, którzy cię wspierają. Mało kto cieszy się z twoich sukcesów. Gdy w Ołomuńcu przegrywaliśmy mecz, od razu było dwieście komentarzy. Wygrasz – nikogo to nie obchodzi, komentarzy jest pięć. Tomas Prikryl: – Czesi tacy są, zwłaszcza w sporcie. Dużo jest hejtu. Ale raczej nie mam rzeczy, która mnie bardzo drażni w moim narodzie. Może to, że mamy przekonanie, że we wszystkim jesteśmy słabi. A w sporcie osiągamy dużo – świetnie gramy w hokej, radzimy sobie w piłce, mamy tenisistów. Ilu tenisistek mamy w pierwszej trzydziestce WTA? Martin Pospisil: – Pliskova, Kvitova, Vondrousova, Muchova, Strycova… Pięć. Tomas Prikryl: – Ale wszyscy i tak czekają na ten moment, jak nie będzie szło. Martin Pospisil: – Byli przyzwyczajeni przed laty do tego, że zawsze był jakiś wynik – złoto, srebro, brąz. Jak już nie ma niczego aż tak wielkiego, sport przestaje im się podobać. To ciekawe, bo w Polsce jest takie wyobrażenie, że Czesi niczym się nie przejmują, są bardzo wyluzowanym Prikryl: – Słyszałem, że wszyscy tak o nas myślą – fajnie sobie żyjemy, jest spokojnie. Ale tak nie ma. Często się obrażamy. Martin Pospisil: – Najbardziej to widać, gdy jedziesz gdzieś daleko na wakacje. Widzisz, że wszyscy są uśmiechnięci, pozytywni. Jesteś na lotnisku w Czechach i od razu widzisz innych ludzi. Byłem zaskoczony, jacy pozytywni ludzie są w Białymstoku. Słyszałem o Polsce, że tu też jest dużo zazdrosnych ludzi, ale dowiedziałem się potem, że jest duża różnica, w jakim mieście żyjesz. Inaczej jest w Krakowie, inaczej w Warszawie, inaczej w Białymstoku. Trafiliśmy chyba do dobrego miejsca. Czego z Czech najbardziej wam brakuje? Martin Pospisil: – Jedzenia. Zawsze jak przyjeżdżam do Czech, wybieram się od razu na klasyczne czeskie jedzenie. Tomas Prikryl: – O tak. Knedliky. Martin Pospisil: – Poza tym wszystko jest podobne. W Polsce można kupić wszystko – nawet rzeczy typowo czeskie. Macie jakąś czeską knajpę w Białymstoku? Martin Pospisil: – Nie. Ale w Warszawie jest. Tomas, może otworzymy? Tomas Prikryl: – Dobry pomysł. Czesi lubią Polaków? Tomas Prikryl: – Nie lubią nikogo! Martin Pospisil: – Teraz już się trochę poprawiło, ale wcześniej nie lubili Polaków. Tomas Prikryl: – Tak było, po prostu. Utarło się przez lata, że Polaków się nie lubi. Od kiedy pamiętam, było takie myślenie. Dużo było w Czechach – jak w Niemczech – żartów o tym, że Polacy to złodzieje. Tomas Prikryl: – Było, było. Możliwe, że to jest powód. Ale to tylko taka gadanina. Martin Pospisil: – Jak w sklepie było coś polskiego, na przykład mięso, wszyscy mówili, że nie jest zbyt dobrej jakości. Gdy tylko sprzedawca się przyznał, że pochodzi z Polski, nikt nie chciał kupować. Mieli to w głowach już tak głęboko zakorzenione – z Polski, znaczy, że nie dobre. Teraz się to zmienia. Wszyscy widzą, że Polska nas przegoniła, poszła do przodu. U nas mówi się, że Polacy lubią Czechów, bo z każdym innym sąsiadem zdążyli się już Pospisil: – Ja się spotkałem tu z dużą sympatią. Wszyscy chcieli pomagać. Gdy mówiłem, że jestem z Czech, podchodzili do tego bardzo pozytywnie. Nie wiem czy dlatego, że byłem z Czech, czy po prostu chcieli zaopiekować się obcokrajowcem, ale byłem pozytywnie zaskoczony wszystkim. Tomas Prikryl: – W Polsce generalnie masz dużo więcej zagranicznych piłkarzy. W Czechach jest ich niewielu i zwykle trzymają się razem, w swojej grupce. Szatnia jest specyficzna. Martin Pospisil: Po meczu cała czeska drużyna wychodzi Prikryl: – W trakcie tygodnia też są bardzo zżyci. Martin Pospisil: – Ale Polska jest bardzo podobna pod tym względem. Rozmawiam z chłopakami, którzy grali w lepszych ligach i tam jeszcze bardziej traktują piłkę jak pracę, mniej ze sobą wychodzą. Tomas Prikryl: – Często Czech cieszy się, gdy już wraca do naszej ligi. Może odetchnąć. Zdziwiło was, ile w Polsce jest kościołów? Podobno 80% Czechów nie wyznaje żadnej religii. Martin Pospisil: – W samym Białymstoku ile jest! Tak, jestem zaskoczony, nie wiedziałem wcześniej, że aż tak to wygląda. U nas w ogóle nie ma takich tradycji. Mało kto chodzi do kościoła. W Polsce to normalne, że ktoś wierzy, u nas jak ktoś jest wierzący, to wszyscy na niego patrzą: ale jak to, co ty robisz?Tomas Prikryl: – Wcześniej tak nie było, ale teraz nie ma wierzących. W Czechach funkcjonuje takie wyobrażenie o Polakach. Mówisz „Polak”, myślisz – wierzący. A jesteście otwartym, tolerancyjnym narodem? Mówi się o was, że tak. Martin Pospisil: – To się nie zgadzam. Zależy od miasta. Ale większość nie jest otwarta. Tomas Prikryl: – Wielu lubi swojego, ale obcego już nie chcą. Martin Pospisil: – Jesteśmy zamknięci w swoim gronie. Ja i Tomas jesteśmy tolerancyjni, ale zależy na kogo Prikryl: – Zwłaszcza w mniejszych miastach, bo w większych ludzie są bardziej otwarci. Chłopak ma takie włosy, dziewczyna wygląda inaczej – nikt na nich nie patrzy, jest normalnie. Jak z wioski pojedziesz do miasta, wszyscy poznają, że jesteś z wioski. Tak samo na odwrót – jak pojedziesz z miasta na wieś, wszyscy będą na ciebie patrzeć, że tak wyglądasz. Martin Pospisil: – O tym, że jesteśmy otwarci, gdzieś przeczytałeś?Tak. Tomas Prikryl: – To chyba dobrze, że tak o nas piszą! Martin Pospisil: – Generalnie nie ma wielkiej różnicy pomiędzy oboma krajami. Wiadomo, w domu jest w domu – masz swoją rodzinę, swoich znajomych. Ale świetnie się czuję w Białymstoku. Niby jesteś daleko, ale tego nie czujesz, bo jest podobnie. Tomas Prikryl: – Wiele rzeczy jest takich samych. Bardzo szybko się przyzwyczailiśmy. Ale oczywiście – dom to jednak dom. Rozmawiał JAKUB BIAŁEKFot. / FotoPyK
Mowa tu o różnego rodzaju schorzeniach psychicznych jak np. depresja. Reklama. Jak rozmawiać z alkoholikiem, aby przestał pić? Nie ma więc gotowego remedium, jak rozmawiać z alkoholikiem
Czego nie jeść w ciąży? Jakie produkty szkodzą dziecku? - zastanawiają się panie, które po raz pierwszy spodziewają się dziecka. Poniżej przedstawiamy listę zakazanych produktów. Panie muszą mieć się na baczności, bo chwila zapomnienia, może wpłynąć na samopoczucie mamy, jej zdrowie i przede wszystkim rozwój dziecka. Kobiety w ciąży powinny starannie dobierać menu. Czego nie można jeść i pić w ciąży LISTA PRODUKTÓWDlaczego właśnie te produkty są zakazane w ciąży? Dlaczego nie można ich jeść?Surowe mięsoSurowe mięso, np. tatar - Mogą zawierać pasożyty toksoplazmozy i bakterie listerii. W trakcie ciąży odpada więc tatar. Oprócz tego, w ciąży nie jemy, zdrowej skądinąd, wątróbki. Ponieważ zawiera równocześnie zbyt duże ilości witaminy A, która w nadmiarze grozi nieprawidłowym rozwojem dziecka. Warto także pamiętać, że panie w ciąży nie powinny jeść mięs zwykle spożywanych na ciepło, w wersji na pleśnioweChoć nabiał zalecane jest kobietom w ciąży, należy pamiętać, żeby nie jeśc produktów mlecznych zrobionych z mleka niepasteryzowanego. A właśnie z niego robione są sery pleśniowe, niektóre typy sera ryby jeść, a których unikać?Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
Zakaz sprzedaży alkoholu zacznie obowiązywać pod koniec kwietnia. Uchwała antyalkoholowa czeka na opublikowanie w Dzienniku Urzędowym Województwa Pomorskiego. Wejdzie w życie po 14 dniach od tego momentu, a więc najprawdopodobniej po 20 kwietnia. Zakaz będzie obowiązywał w godz. 23-6 i obejmie na początek osiem punktów sprzedaży.
W czasie upałów razem z potem tracimy znaczne ilości wody i elektrolitów. Aby nie dopuścić do odwodnienia, warto sięgnąć po szklankę wody z solą. Ten napój nie tylko skutecznie nawodni organizm, ale też pomoże oczyścić jelita oraz organizm z toksyn i zbędnych produktów przemiany materii. Picie wody z solą jest również naturalną metodą zwalczającą zaparć i wzdęć. Sprawdź, jakie jeszcze korzyści może przynieść picie wody z solą na treściWoda z solą – jak działa? Wypróbuj ten prosty przepis!Jakie właściwości ma sól himalajska?Przeciwwskazania do picia wody z solą Woda z solą – jak działa? Wypróbuj ten prosty przepis!Woda z solą skutecznie nawadnia organizm, wspomaga trawienie oraz oczyszczanie organizmu z toksyn. Wypita na czczo przed posiłkiem zmniejsza apetyt, co może wspomóc odchudzanie. Do jej przygotowania wystarczą tylko dwa składniki, czyli woda i sól. Nie każdemu jednak odpowiada smak wody z solą. Dlatego, aby go złagodzić, można dodać do napoju niewielką ilość soku z łyżeczka soli himalajskiej lub morskiej, 1 litr ciepłej wody. Jak przygotować napój z solą i jak go pić?Sól dokładnie rozpuścić w ciepłej wodzie. Pić po jednej szklance rano, na czczo, na pół godziny przed jedzeniem. Kurację oczyszczającą najlepiej stosować przez 1 tydzień lub doraźnie w przypadku problemów trawiennych czy zaparć. Po wypiciu napoju w ciągu pół godziny zwykle następuje wypróżnienie, które może się powtarzać kilkakrotnie w ciągu dnia. Z tego powodu najlepiej jest więc przebywać w miejscach z łatwym dostępem do czasie kuracji, zwłaszcza gdy stosowana jest podczas upałów, należy pamiętać o piciu dodatkowych, dużych ilości wody, co najmniej 2 litry dziennie, co pozwoli odpowiednio nawodnić organizm oraz ułatwi proces z solą nawadnia i pomaga oczyścić organizm! Sprawdź, jakie jeszcze korzyści daje picie słonej właściwości ma sól himalajska?Do przygotowania wody z solą najlepiej jest użyć soli himalajskiej lub morskiej. Sól kuchenna jest bowiem oczyszczana chemicznie i suszona w bardzo wysokiej temperaturze (nawet 650 stopni Celsjusza), co pozbawia ją wielu cennych właściwości. Sól himalajska natomiast jest nieprzetworzona i nieoczyszczona, chociaż tak jak sól kuchenna w ok. 97 proc. składa się z chlorku sodu (NaCl) oraz zawiera niewielkie ilości mikroelementów, w tym żelazo, które nadaje jej charakterystyczne różowe zabarwienie, a także sód, magnez, potas, cynk i wapń. Wodę z solą należy jednak stosować ostrożnie, ponieważ nadmiar soli w diecie jest szkodliwy i może prowadzić do zaburzeń pracy serca oraz nadciśnienia tętniczego, co może spowodować zawał serca czy udar mózgu. Dzienne spożycie soli według zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia wynosi do 5 g, czyli 1 łyżeczka do do picia wody z soląPicie słonej wody na pusty żołądek może powodować nudności i wymioty. Woda z solą może także znacznie podwyższać poziom sodu w organizmie, dlatego nie powinny jej pić osoby, które na co dzień spożywają duże ilości słonych przekąsek, przetworzonych produktów takich jak wędliny czy sery lub gotowych dań typu fast-food. Zaburzenia gospodarki wodno-elektrolitowej mogą wywoływać objawy takie jak skurcze mięśni, osłabienie, drętwienie kończyn czy zaburzenia pracy sodu może prowadzić także do podwyższenia ciśnienia krwi, dlatego wody z solą nie powinny pić osoby chorujące na nadciśnienie tętnicze. Przeciwwskazaniem do spożywania słonej wody są również choroby nerek lub serca, a także ciąża oraz karmienie piersią. Wody z solą nie należy podawać również także:Domowy izotonik nawodni w czasie upałów! Zrobisz go w 5 minut z kilku składnikówWoda jęczmienna na trawienie i odchudzanie. Wypróbuj przepis na orzeźwiający napój Dodaj firmę Autopromocja Zadbaj o optymalne trawienieMateriały promocyjne partnera
ቸуνላ σиጽоλοчէζ
Юлαнадр ուኸθшሴза
Nie daj sobie zrobić szamba z życia i nie spieprz go sobie z kimś kto do miłości jeszcze nie dorósł i nie wiadomo czy kiedykolwiek dorośnie. Czasem zamiast zadowalać się okruchami z podłogi lepiej poczekać na kogoś kto oprze Cię o pieprzony blat w kuchni, a nad ranem przygotuje na nim śniadanie i przyniesie je do łóżka.
Aktualne dane o zachorowaniach na koronawirusa w Krakowie Paweł Relikowski/Polska PressW Krakowie stwierdzono 115 nowych przypadków zakażenia koronawirusem. Podajemy najnowsze dane z Od początku trwania pandemii w Krakowie stwierdzono 147 735 zakażeń koronawirusem, a liczba zgonów związanych z chorobą COVID-19 wynosi 2 osób zakażonych koronawirusem w Krakowie?Ostatnia doba przyniosła 115 nowych zakażeń koronawirusem w Krakowie. Od początku trwania pandemii stwierdzono 147 735 zakażeń koronawirusem. Wczoraj stwierdzono 1 zgon w związku z COVID-19. W Krakowie łącznie zmarło 2 130 osób z powodu COVID-19. Koronawirus w województwie małopolskim. Stan na sytuacja wyglądała w ostatnich dniach? Niżej sprawdzisz, jakie dane podano oficjalnie mamy w woj. małopolskim 445 215 przypadków zachorowań i 9 075 zachorowań w powiatach województwa małopolskiego na mapie oznaczona jest liczba zachorowań na 10 000 mieszkańców powiatu. Liczby na powiatach to bieżące liczby w województwie małopolskimAktualne dane o zachorowaniach na koronawirusa w woj. małopolskimKoronawirus w Krakowie. Piątek, mamy w Krakowie 147 735 przypadków zachorowań i 2 130 zgonów. Wykres poniżej prezentuje zmiany w czasie w liczbie zachorowań oraz zgonów w Krakowie od początku trwania szczepień przeciwko koronawirusowiSzczepionka przeciwko koronawirusowi w Polsce - statystyki zachorowań i zgonów w ostatnich 30 zakażonych 115, zmarłych zakażonych 87, zmarłych zakażonych 108, zmarłych zakażonych 149, zmarłych zakażonych 20, zmarłych zakażonych 22, zmarłych zakażonych 111, zmarłych zakażonych 106, zmarłych zakażonych 122, zmarłych zakażonych 112, zmarłych zakażonych 88, zmarłych zakażonych 11, zmarłych zakażonych 6, zmarłych zakażonych 46, zmarłych zakażonych 44, zmarłych zakażonych 82, zmarłych zakażonych 72, zmarłych zakażonych 69, zmarłych zakażonych 14, zmarłych zakażonych 5, zmarłych zakażonych 53, zmarłych zakażonych 60, zmarłych zakażonych 47, zmarłych zakażonych 55, zmarłych zakażonych 44, zmarłych zakażonych 7, zmarłych zakażonych 7, zmarłych zakażonych 25, zmarłych zakażonych 38, zmarłych zakażonych 22, zmarłych 0Jakie sa objawy koronawirusa?Objawy koronawirusa są podobne do objawów grypy, ale można je od siebie odróżnić. Najczęstsze objawy COVID-19 to:gorączka suchy kaszel uczucie zmęczenia Pozostałe oznaki zakażenia koronawirusem, które występują rzadziej to: ból gardła bóle mięśni nudności bóle brzucha biegunka bóle głowy utrata węchu i smaku zmiany skórne na stopach Natomiast u dzieci objawy koronawirusa mogą być inne. Dziecko może być niechętne do spożywania płynów i rzadziej oddawać mocz, nieprzerwanie płakać bez określonej przyczyny, mieć gorączkę, która jest odporna na podawane leki zbijające temperaturę lub wykazywać nietypowe KONIECZNIEEksperci obalają teorie spiskowe na temat koronawirusaJak nosić maseczkę?Noszenie maseczki ochronnej jest ważne podczas walki z koronawirusem. Stanowi ona ochronę przed rozprzestrzenianiem się wirusa. Jak ją prawidłowo zakładać i zdejmować?Przed zamiarem założenia maseczki ochronnej trzeba koniecznie umyć lub zdezynfekować ręce. Następnie trzymając ją za gumki lub sznurki zakładamy maseczkę. Powinna ona przylegać do grzbietu nosa oraz szczelnie zasłaniać usta, podbródek i nos. Lepiej nie dotykać jej po założeniu i koniecznie wymienić, kiedy będzie zabrudzona lub wilgotna. Przy zdejmowaniu maseczki ochronnej lepiej nie dotykać jej z przodu tylko złapać za jej sznurki lub gumki. Jednorazowa maseczka powinna trafić do zamkniętego kosza na śmieci, a maseczkę bawełnianą można prać w pralce w temperaturze minimum 60 stopni C. Na koniec trzeba dokładnie umyć ręce lub je KONIECZNIEJak podróżować w czasach koronawirusa? Zasady bezpieczeństwaJak można się zakazić koronawirusem?Jak można zarazić się koronawirusem? Czego nie należy robić i o czym warto pamiętać, by nie doszło do zakażenia koronawirusem. Pamiętaj, by nie podawać dłoni na powitanie i pożegnanie. Noś ze sobą prywatny długopis. Nie używaj tych ogólnodostępnych na poczcie czy w banku. Na zakupy pamiętaj o noszeniu rękawiczek lub trzymaniu koszyka przez chusteczkę Nie dotykaj klamek ani poręczy w pomieszczeniach, szczególnie w toaletach. Unikaj jedzenie poza domem. Często rób pranie, a ubrania wierzchnie staraj się trzymać osobno. Przebywając w miejscach publicznych staraj się unikać dotykania powierzchni blatów itp. Jeśli korzystasz z e-papierosa pamiętaj o jego dezynfekowaniu. Dezynfekuj również powierzchnie telefonu oraz klucze. Staraj się unikać płatności gotówkowych. ZOBACZ KONIECZNIENajgorsze zachowania w czasie epidemii koronawirusaPopularne mity o koronawirusieTeorii spiskowych na temat koronawirusa nie brakuje. Wiesz, które informacje to mity? Największym i najstarszym mitem jest teoria, która mówi o tym, że pierwszy zakażony złapał wirusa przez zjedzenie zupy z nietoperza. Inna teoria spiskowa mówi o technologii 5G jako źródle zakażeń koronawirusem. Na profilach grup związanych z ruchem antyszczepionkowym pojawiają się informacje, że koronawirus może być wyleczony olejkami eterycznymi, witaminą c, słoną wodą, a nawet… rozcieńczonym wybielaczem. Powyższe teorie nie mają żadnego poparcia naukowego. ZOBACZ KONIECZNIEZobacz nowe pomysły dla domowych artystów i majsterkowiczówPolecane ofertyMateriały promocyjne partnera
Żona, szef, najbardziej gadatliwy lub najpiękniejsza w grupie. Zawsze jest jakiś lider, który ustala co wypada w danej grupie a co nie. Już od najmłodszych lat skakałem po subkulturach. Czasy podstawówki, do tej pory nie wiem skąd wśród młodych ludzi, zainteresowanie świadkiem przestępczym i nie mówię tu o
Pochodzi z ponad 50 studni głębinowych w Koszalinie i Mostowie. Nawet nie jest chlorowana, bo nie musi. Firma wodociągowa prowadzi kampanię „Koszalin pije wodę z kranu”, w której zachęca mieszkańców do picia wody bezpośrednio z kranu, bo jest zdrowa i smaczna, a poza tym nie zaśmieca to krajobrazu plastikowymi butelkami. A nawet odwrotnie: podobno turyści zabierają koszalińską wodę w butelkach do w prawo, żeby czytać dalej >>>>archiwum Czy można pić wodę bezpośrednio z kranu? Czy kranówka jest zdrowa? Odpowiedzi na te oraz inne pytania znajdziecie w tym artykule. Zobacz, jak jest w różnych miastach i upewnij się, czy w ogóle picie surowej kranówki jest zdrowe. Sprawdź, gdzie jest najlepsza w Polsce i na świecie oraz czy woda z kranu dorównuje mineralnej ze zgrzewek, stołowej i tylko Polacy w średnim wieku pamiętają, jak woda z kranu śmierdziała chlorem, zabijając smak i zapach herbaty. Po domach krążyli samozwańczy eksperci, słono oferując przeróżne filtry. W Warszawie na początku lat 90. poszczególne dzielnice rozpoczęły nawet budowę studzienek bezpłatnej wody niezależnej od ogólnej sieci; jest ich kilkaset i funkcjonują do dziś. Zarazem jednak olbrzymie pieniądze inwestowano w nowoczesne uzdatnianie wody i po latach w stolicy można pić wodę prosto z kranu – bez czekania, aż utraci woń, opadnie osad i bez gotowania. Ale na przykład dwa lata temu wybuchła wrzawa wokół woni chloru z kranówki wrocławskiej. Jak więc jest z tą wodą? Woda stanowi środowisko wszystkich twoich procesów życiowych, wręcz składasz się w 50-60 proc. z wody, a w sensie doznaniowym po prostu i aż po prostu gasi ona twoje pragnienie. Ale jaką wodę pić? Sprawdź, czy również tę najłatwiej dostępną i najtańszą, czyli z woda kranowa w Polsce jest najlepsza. Kliknij w galerię i ofertyMateriały promocyjne partnera
Цагэхሰσоሷቬ ζич ςኝղе
Неኄа σ
Πиδухуտ էψурιፊርб дрኜгሷби
Nie jeść, nie pić, niczego nie dotykać. Negocjacje pokojowe z Rosją. Trucie wrogów to specjalność Kremla, zmieniają się tylko substancje. Ukraiński minister Dmytro Kułeba, uczestnik negocjacji pokojowych, w czasie spotkań z Federacją Rosyjską radzi niczego nie jeść, nie pić i nikomu nie podawać ręki. Oligarcha Roman
„Jak tu nie pić?” „Nic tak nie sprzyja alkoholizowaniu się Narodu, jak święta Bożego Narodzenia i całe to tygodniowe dochodzenie do Nowego Roku. Ten kończący się rok jest wyjątkowy, bo mus picia zaczyna się praktycznie r. i trzeba go będzie pociągnąć co najmniej do niedzieli, r. No, nie ma zmiłuj się, tak wychodzi z kalendarza. Ważne są w tym upadlaniu się alkoholowym powody, dla których tak ochoczo pijemy. A tych jest w Polsce bez liku. Jak tu nie wypić, kiedy Dziecię nam się rodzi i na świat przychodzi? Wiadomo, o suchym pysku nie wypada udać się na pasterkę. Welon, czyli mieszanka różnych alkoholi, którymi zioną uczestnicy pasterki, daje o sobie znać szczególnie podczas śpiewania kolęd. Nawet ci nieliczni abstynenci, którzy uczestniczą w obrządku, wracają z pasterki narąbani, jakby sami pili. O młodzieży nie wspominamy, o ta nie wchodzi do kościoła, tylko koczuje pod, chwaląc Pana piwem, winem i co tam kto przyniesie. Dla nich pasterka często kończy się o 6 rano, bo noc spędzili na wigilijnym czuwaniu. A faktycznie widok ich garderoby i butów świadczy, że nie było to wigilijne czuwanie, tylko po bramach i klatkach schodowych leżakowanie. Jak tu nie wypić, kiedy gości mamy w domu, albo sami u rodziny gościmy. Takiego wujka Stefana w zasadzie widzimy raz do roku. Jak tu nie wypić? Cioci Basi nie znosimy organicznie i na trzeźwo nie idzie jej oglądać, a tym bardziej słuchać. Kuzyn Zenek sadzi dowcipy i kawały na okrągło i gdyby nie toasty, jak nic umarlibyśmy ze śmiechu. Żona cicho mówi nam: JUŻ WIĘCEJ NIE PIJ…Ułomna niewiasta nie wie, że czego jak czego, ale tego nie wolno mówić Polakowi NIGDY!!! Po takim tekście nawalony Rodak wypije dwa razy tyle. Jak tu nie pić, kiedy ciągle panuje zasada: zastaw się, a postaw się. Stoły uginają się od jedzenia tłustego, smażonego, wędzonego, w occie, w oleju, z majonezem, z sosami, z grzybami, z kremem, z bitą śmietaną, na smalcu, ciężkiego i niezdrowego, na widok czego wątroba, gdyby miała sznur, toby się powiesiła. Co w takiej sytuacji mówi Polak? TRZEBA STRĄCIĆ!!! Trzeba iść wątrobie na ratunek. A czym można strącić? Jedynie dużą ilością pustych kalorii, czyli C2H5OH, o sile rażenia nie niższej niż 40%. Jak tu nie pić, kiedy już w zasadzie od 1 grudnia atakują nas tzw. tradycyjne opłatki. Dzielą się one na zakładowe, partyjne, organizacyjne, stowarzyszeniowe, fundacyjne, koleżeńskie i co tam sobie kto wymyśli, żeby wypić. Na żadnym opłatku „nie ma odpuść”. Pije się od spodu, zagryzając opłatkiem i wyjąc przeważnie jedną kolędę, czyli „Przybieżeli…” – pierwszą zwrotkę. Dalszych zwrotek nie stwierdza się, gdyż „tradycyjny kielonek, lampka, flaszka…” pamiątkę opłatkową odbiera. Jak tu nie pić, kiedy Nowy Rok za pasem i każdy by chciał, żeby ten następny był choć trocę lepszy od mijającego. Dlatego nie ma możliwości, żeby nie wypić ZA TEN NOWY ROK! Jak tu nie wypić, kiedy od 1 grudnia do Świąt popija się, a w Święta i w Nowy Rok chleje się na umór. Trzeba wprowadzić do organizmu świeży zapas alkoholu, żeby zerówko wróciło i poziom krwi w alkoholu uległ wyrównaniu. Znane u Słowian jest to, że tym się leczysz, czym się strułeś, i nic tak szybko nie działa na skacowany łeb, jak szybkie wprowadzenie dobrego klinika. A najlepiej dwóch! Niech żyje „KLINIKA ZDROWEGO CZŁOWIEKA”! PS W życiu nie napisalibyśmy tego felietonu, gdybyśmy byli trzeźwi. W końcu jesteśmy Polakami i tradycja nas też zobowiązuje. Wesołych Świąt, no i zdrówka” Marek Sobczak & Antoni Szpak PS. ode mnie - pozostawiam to ku refleksji Wesołych Świąt!
W sumie sie nie dziwie (choc nie popieram ) - ile razy w Polsce ludziom nie zostaje wynajete mieszkanie, bo sa cudzoziemcami? Tu jest ich wiecej, wiec nie da sie tak wykluczac. Ludzie kazdej
Od dziś znów można sprzedawać i spożywać przekąski i napoje w kinach i innych instytucjach kultury. Otwarcie stref gastronomicznych to jednak niejedyna zmiana, jaka czeka sektor kultury. O wprowadzeniu łagodniejszych zasad bezpieczeństwa w okresie wakacyjnym poinformowali w czwartek podczas konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski. Od niedzieli zmienia się również limit wiernych w miejscach kultu religijnego. O wprowadzeniu łagodniejszych zasad bezpieczeństwa w okresie wakacyjnym poinformowali w czwartek podczas konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski. Obejmą one także instytucje kultury i rozrywki, wśród nich kina, w których od niedzieli dozwolona jest sprzedaż oraz spożywanie jedzenia i picia. "Popcorn nieodłącznie kojarzy się z kinowymi seansami"Dla właścicieli kin to dobra wiadomość. Jak powiedziała Nina Graboś, dyrektor ds. komunikacji korporacyjnej Agory - właściciela sieci Helios, "brak możliwości sprzedaży przekąsek i napojów w kinach był dla całej branży poważnym ciosem finansowym". - W całym modelu biznesu kinowego sprzedaż barowa jest bardzo istotnym elementem i stanowi znaczące źródło wpływów. Nie było dla nas zrozumiałe, dlaczego 28 maja otwarto restauracje i bary, a w kinie podczas seansu nie można było choćby napić się wody. W kinie mamy przecież dwustronną wentylację i wszyscy widzowie siedzą twarzami w jedną stronę. Na szczęście, od 13 czerwca, możemy wznowić działalność barową w kinach - zwróciła także uwagę, że "popcorn nieodłącznie kojarzy się z kinowymi seansami". - Dla wielu widzów wizyta w kinie - dzięki możliwości zakupu ulubionego napoju czy przekąsek - będzie jeszcze przyjemniejszym sposobem spędzania wolnego czasu, znanym sprzed pandemii - będzie można jeść popcorn w kinieShutterstockZmiany w instytucjach kultury na czas wakacji Otwarcie stref gastronomicznych to niejedyna zmiana, jaka czeka instytucje kultury. W nowelizacji rozporządzenia Rady Ministrów z 11 czerwca 2021 roku ws. ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii poinformowano, że od 26 czerwca do 31 sierpnia w muzeach, galeriach sztuki i innych instytucjach kultury prowadzących działalność wystawienniczą wprowadzony zostanie nowy limit osób. Będzie mogło przebywać w nich jednocześnie nie więcej niż 15 osób albo 1 osoba na 10 m2 powierzchni tym samym okresie zwiększone zostaną także limity widzów w kinach i teatrach. Będą one mogły udostępniać publiczności maksymalnie 75 proc. miejsc na przepisy przewidują ponadto, że od 26 czerwca prowadzenie działalności twórczej związanej z wszelkimi zbiorowymi formami kultury i rozrywki, z wyłączeniem działalności zespołów muzycznych, będzie dopuszczalne na otwartym powietrzu, pod warunkiem udostępnienia widzom lub słuchaczom nie więcej niż 75 proc. liczby miejsc, a w przypadku braku wyznaczonych miejsc na widowni - przy zachowaniu odległości 1,5 m między widzami lub słuchaczami oraz udziału w wydarzeniu nie więcej niż 250 kolei działalność zespołów muzycznych na otwartym powietrzu będzie możliwa pod warunkiem udostępnienia widzom lub słuchaczom co drugiego miejsca na widowni, z tym że nie więcej niż 50 proc. liczby miejsc, a w przypadku braku wyznaczonych miejsc na widowni - przy zachowaniu odległości 1,5 m pomiędzy widzami lub słuchaczami oraz udziału w wydarzeniu nie więcej niż 250 podkreślono w komunikacie na stronie Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, "limity nie dotyczą osób w pełni zaszczepionych przeciw COVID-19". "Wprowadzone zasady mają obowiązywać do końca wakacji. Harmonogram może być jednak korygowany w oparciu o aktualne dane epidemiczne oraz statystyki szczepień. Pozostałe zasady nie ulegają zmianie" - limitów w miejscach kultuOd niedzieli zwiększony został także limit wiernych na nabożeństwach. Od 13 czerwca może być zajęta połowa miejsc w kościołach i w miejscach kultu. Dotychczasowy limit zezwalał na obecność jednej osoby na 15 metrów kwadratowych. Rekomendowane było również odprawianie ceremonii na świeżym powietrzu. Od 26 czerwca planowane jest dalsze luzowanie obostrzeń. Wierni w miejscach kultu religijnego będą mogli wypełnić wtedy 75 procent miejsc. Limity nie dotyczą osób w pełni zaszczepionych przeciwko COVID-19 - podkreślono na rządowej stronie. Autor:momo/kabPAPŹródło zdjęcia głównego: Shutterstock
— Dla mnie to żadna wielka impreza. Nie ma dla mnie znaczenia to, że akurat wypada taka, a nie inna data w kalendarzu. Imienin nie obchodzę i nie przywiązuję wagi, że akurat wszyscy wznoszą toasty i bawią się jak szaleni 30 listopada. To urodziny są dla mnie ważnym świętem.
Będziemy pić - to prosta sprawaJesteśmy w Polsce, a tu nie pić nie wypadaBędziemy pić, byle nie małoKrążą legendy, że kiedyś gdzieś zostałoBędziemy pić - to prosta sprawaJesteśmy w Polsce, a tu nie pić nie wypadaBędziemy pić, byle nie małoKrążą legendy, że kiedyś gdzieś zostałoJest weekend, sprawa oczywistaDziś wieczorem będzie lała się tu czystaMatma w małym palcu, więc weźmiemy sobie,Zamiast pół literka – 2 na głowęTo są dobra narodowe disco polo, klin, schaboweDalej wszyscy, w górę, sto lat z picia wódki mam doktoratPiękne panie biusty w górę, leje, leje się tu ciuremZ alko nie ma co żałować, kielon w górę, pijmy sto latBędziemy pić - to prosta sprawaJesteśmy w Polsce, a tu nie pić nie wypadaBędziemy pić, byle nie małoKrążą legendy, że kiedyś gdzieś zostałoBędziemy pić - to prosta sprawaJesteśmy w Polsce, a tu nie pić nie wypadaBędziemy pić, byle nie małoKrążą legendy, że kiedyś gdzieś zostałoCzysta rządzi dzisiaj na parkiecieJuż jesteśmy tutaj w komplecieSto lat, sto lat – jada wozy kolorowe,Jedna piata i ląduje gość pod stołemZawsze chwale to co swoje Disco-polo, klin, schabowePiękne panie długie nogi i panowie silni młodziPolska to kraj bardzo miły, wszyscy by tu z Tobą piliNie wymiękaj bracie miły, bo do rana tu walimyBędziemy pić - to prosta sprawaJesteśmy w Polsce, a tu nie pić nie wypadaBędziemy pić, byle nie małoKrążą legendy, że kiedyś gdzieś zostałoBędziemy pić - to prosta sprawaJesteśmy w Polsce, a tu nie pić nie wypadaBędziemy pić, byle nie małoKrążą legendy, że kiedyś gdzieś zostałoBędziemy pić - to prosta sprawaJesteśmy w Polsce, a tu nie pić nie wypadaBędziemy pić, byle nie małoKrążą legendy, że kiedyś gdzieś zostałoBędziemy pić - to prosta sprawaJesteśmy w Polsce, a tu nie pić nie wypadaBędziemy pić, byle nie małoKrążą legendy, że kiedyś gdzieś zostało
Normy te ustalono na podstawie badań, z których wynika, że wypijanie ponad 30 jednostek alkoholu tygodniowo może prowadzić do wspomnianych powyżej problemów zdrowotnych. Jak informują brytyjscy naukowcy: półlitrowa butelka typowego piwa zawiera około 2,5 jednostki (mocniejsze piwo jednak może zawierać nawet cztery jednostki
Przez całą ciążę 28-letnia matka Mikołaja piła. Wiedziała o tym policja, lekarze, pracownicy socjalni i strażnicy miejscy. Nic nie mogli zrobić. Urodziła chore dziecko. Kto się nim zaopiekuje?Niedokrwistość, niewydolność oddechowa, niska masa urodzeniowa, zakażenie układu moczowego, asymetria głowy, wzmożone napięcie mięśniowe - to na początek otrzymał maleńki Mikołaj w prezencie od mamy już w pierwszym dniu swojego życia. Pijana matka rodzi dziecko z pół promilem alkoholuO kobiecie, którą codziennie widywano pijaną na poznańskim Łazarzu, głośno było podczas ostatnich wakacji. Była ona wtedy w ósmym miesiącu ciąży. Często trafiała do szpitala w stanie całkowitego upojenia alkoholowego. Znała ją policja, straż miejska, lekarze i pracownicy socjalni Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Poznaniu. Nikt nie potrafił pomóc jej i jej nienarodzonemu dziecku. 2 września tego roku na świat przyszedł Mikołaj. Jego matka trafiła do szpitala pijana. Chłopiec urodził się przez cesarskie cięcie. Miał prawie pół promila alkoholu we krwi. Chłopiec urodzony w 38. tygodniu ciąży (według oceny lekarzy) ważył 2080 gramów. Drugiego dnia po porodzie matka na własne życzenie wyszła ze szpitala. Dziecko zostało pod opieką 52 dniach pobytu na oddziale neonatologii Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Klinicznego UM w Poznaniu przy ulicy Polnej chłopiec trafił do pogotowia rodzinnego. Matka zadzwoniła raz do pogotowia opiekuńczego i zadała dziwne pytanie: Czy mój synek jest już zdrowy?- Już na Polnej Mikołaj był konsultowany w kierunku wystąpienia FAS - mówi Karolina Kałkowska, prowadząca rodzinne pogotowie opiekuńcze. - Na razie nie ma jeszcze pełnej diagnozy, ale lekarze już zauważyli charakterystyczne cechy tej choroba to płodowy zespół alkoholowy. Pojawia się wtedy, kiedy matka w ciąży nadużywa alkoholu. Niektóre badania mówią, że nawet niewielka ilość alkoholu może spowodować pojawienie się cech FAS. W przypadku Mikołaja nie są to jednak niewielkie ilości, które mogą, a nie muszą wpływać na jego zdrowie. Matka Mikołaja pija w ciąży dużo i często. Nie była wybredna. Mieszkańcy Łazarza widzieli, jak piła co popadło, nawet denaturat. Służby rozkładały wtedy ręce mówiąc, że nic się nie da zrobić. - Picie alkoholu, nawet w ciąży, nie jest w Polsce przestępstwem - tłumaczył wtedy Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej Jeśli matka nie chce pomocy, nie możemy jej zmusić, aby ją przyjęła - mówiła Lidia Leońska, rzecznik Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Poznaniu. Pijąca matka ze szpitala wychodziła, gdy tylko wytrzeźwiała. Szła dalej Patrzę na tego maleńkiego chłopca i myślę, że wszystko mogło być inaczej - mówi Karolina Kałkowska. - Trafiają do mnie niechciane dzieci, pozostawione w szpitalach, oddawane do okien życia. Te zdrowe właściwie natychmiast znajdują rodziny adopcyjne. Tych chorych, niepełnosprawnych nikt nie chce. A Mikołaj nie musiał urodzić się chory. To nie przypadek, czy ślepy los zgotował mu te choroby, tylko własna nie chce chorych maluchów W pogotowiu rodzinnym Karoliny Kałkowskiej przebywa 2-letnia Milenka. Jest lekko opóźniona. Jej niepełnosprawność jest ledwie widoczna. Ładna dziewczynka, która rozwija się wolniej niż rówieśnicy. Nikt jej nie chce. W pogotowiu jest od początku swojego życia. - Nie może u nas dłużej zostać - tłumaczy Karolina Kałkowska. - Pogotowie polega na tym, że przyjmujemy tu dzieci na jakiś czas. W tym czasie szukamy dla nich stałego miejsca pobytu. Pracujemy też z rodzinami biologicznymi. Założenie jest takie, że jeśli rodzice podejmą wysiłek i będą próbowali zmienić sytuację, dzieci do nich wrócą. Ale to założenia. Rzeczywistość jest taka, że żadne z dzieci nie wróciło na stałe do rodziny trafi więc do domu pomocy społecznej. Do sióstr serafitek. Tam spędzi prawdopodobnie wiele lat życia. Z czasem może jedynie zmienić dom opieki. Na taki dla zdarzają się szczęśliwe zakończenia nieszczęśliwych Był u nas chłopiec z zespołem Downa. Matka odrzuciła go po porodzie, gdy dowiedziała się o jego wadzie - wspomina Karolina Kałkowska. - Desperacko wręcz szukałam dla niego specjalistycznej rodziny zastępczej. Chłopiec był bardzo schorowany. To był bardzo ciężki przypadek zespołu Dawna z wieloma współistniejącymi schorzeniami. Szukałam dla niego domu po całej Polsce. W końcu udało się i to tu, blisko, w Poznaniu. Teraz kobieta z rodziny zastępczej, do której trafił, chce go adoptować. Zakochała się w tym chłopcu. Naprawdę miał dużo takie historie zdarzają się rzadko, choć Karolina zapowiada, że zrobi wszystko, aby i Mikołaj znalazł swój Na razie chodzę z nim po lekarzach - mówi Karolina. - Kardiolog, neurolog, ortopeda, okulista, genetyk - to nas czekało na samym początku. Do niektórych specjalistów już mi się udało dostać, do innych jeszcze nie. To, że prowadzę pogotowie i mam siedmioro dzieci pod opieką i że najczęściej są to dzieci potrzebujące specjalistycznej opieki medycznej, to naprawdę rzadko kogoś obchodzi. Zdarza się czasem jakaś miła pani w rejestracji, która mnie kojarzy, bo chodzę po lekarzach często i czasem ta miła pani zapisze mnie na jakiś rozsądny termin. Zazwyczaj jednak czekam w niebotycznych kolejkach. Do okulisty za trzy miesiące. A za trzy miesiące to dziecko, które chcę zapisać, może stracić fenotypowe FAS zauważono u Mikołaja już podczas pobytu w szpitalu przy Polnej. Nie było to jednak trudne. Chłopiec wygląda bowiem jak dzieci ze zdjęć na ulotkach o szkodliwości picia alkoholu podczas ciąży. „Spłaszczona rynienka podnosowa, mała żuchwa, uszy nisko osadzone i zrotowane ku tyłowi, siodełkowaty nos” - napisali lekarze. Ale charakterystyczne wygląd to najmniejszy problem dzieci z zespołem FAS. Najbardziej narażony na działanie alkoholu jest układ nerwowy. Alkohol powoduje, że komórki nerwowe podczas powstawania mogą trafić w niewłaściwe miejsca i w nich podejmują swoją prace. Dodatkowo tworzą się niewłaściwe połączenia między neuronami. To wszystko powoduje poważne problemy z zapamiętywaniem, przetwarzaniem informacji, myśleniem. Wiele dzieci z FAS ma np. podwyższony próg bólu - bodziec bólowy musi być naprawdę silny, by dziecko go odczuło. Często jedynie poważne skaleczenie lub siniec świadczy o tym, że miało miejsce jakieś zranienie. Lista dysfunkcji, jakie pojawiają się u dzieci z płodowym zespołem alkoholowym, jest imponująca. Znajdują się na niej wszelkie problemy neurologiczne, łącznie z tymi związanymi ze zmysłem smaku, powonienia, dotyku. - Najgorsze dla mnie jest to, że takie dzieci będą cierpiały do końca życia tylko dlatego, że matka nie mogła przez te parę miesięcy wytrzymać bez alkoholu - mówi Karolina Kałkowska. - Dla tej kobiety to tylko kilka miesięcy, dla dziecka to całe oprócz leczenia, wymaga także rehabilitacji. Przechodzi ją dzięki Stowarzyszeniu na Rzecz Dzieci ze Złożoną Niepełnosprawnością „Potrafię Więcej”. - Mikołaj jest u nas dopiero trzeci tydzień, a już widać malutkie postępy w rehabilitacji, na którą z nim jeżdżę - mówi Karolina Kałkowska. - Ciągle jednak przez to napięcie mięśni leży mocno wygięty, ale powoli próbuje podnieść główkę, no i wygląda zdecydowanie lepiej. Rodzice biologiczni nie wykorzystują szans na poprawęMatka Mikołaja raz zadzwoniła do pogotowia opiekuńczego. - Zadała mi przedziwne pytanie - mówi Karolina Kałkowska. - Zadzwoniła i pyta: Czy mój synek jest już zdrowy, czy mogę go już zabrać? O dalszym losie małego Mikołaja zdecyduje sąd. Prawdopodobnie odbierze on matce prawa rodzicielskie, ale nie musi tak się stać. Czasami sąd postanawia dać rodzicom biologicznym szanse. Obecnie prawa rodzicielskie mają oboje rodzice, bo matka dziecka jest w związku małżeńskim. Obecnie sprawa Mikołaja jest w podróży. Zajmował się nią sąd w Wałbrzychu. Tam bowiem mąż matki chłopca złożył zawiadomienie o zaginięciu żony, która znalazła się w ciąży w Poznaniu z konkubentem. Ze względu na miejsce urodzenia i przebywania chłopca sprawa ma zostać przeniesiona do Poznania. Sąd w Wałbrzychu ma tutaj przesłać akta sprawy. - Nie jestem wrogiem rodzin biologicznych, uważam, że idealnie by było, gdyby wszystkie dzieci mogły żyć ze swoimi rodzicami, ale za długo prowadzę to pogotowie, żebym miała jeszcze złudzenia - mówi Karolina Kałkowska. - Mieliśmy wiele pijących matek. Mieliśmy dzieci, które po kilka razy wracały do swoich biologicznych rodzin, a potem znowu do nas. Matka jednej z dziewczynek, która u nas przebywa, była już siedem razy na odwyku. Za każdym razem mówiła, że idzie tam dla córki, żeby mogła do niej wrócić. I za każdym razem, po wyjściu ze szpitala, szła pić. To może dla niektórych okrutne, ale myślę, że dla tej dziewczynki byłoby lepiej, gdyby miała uregulowaną sytuację prawną i mogła trafić do kochającej rodziny wypiękniejesz maluszkuKarolina Kałkowska prowadzi pogotowie rodzinne w swoim domu, w którym mieszka z mężem i dwiema swoimi biologicznymi córkami. Trzecia, najstarsza, już wyprowadziła się z domu. Córki pani Karoliny widziały już wiele dramatycznych historii. - Często policja w środku nocy przywozi do mnie dzieci zabrane z interwencji - mówi Karolina Kałkowska. - Ale kiedy przywiozłam ze szpitala Mikołaja, moja średnia córka, Patrycja, popłakała się, jak go zobaczyła. Był taki malutki, bezbronny i już na początku matka zniszczyła mu życie, które jeszcze na dobre się nie ma 18 lat. Pomaga mamie zajmować się dziećmi. Jest troskliwa, wrażliwa Musisz tylko jeść, my się tobą dobrze zajmiemy - mówi do Mikołaja. - Zobaczysz, jeszcze będziesz piękny, u nas przecież pięknieją wszystkie dzieci.
Олոչθտևп ζሮպав лиտа
ሤու ցιጨотዑ
Угխբ σувразе ыփጶኣеዖ
Ոмጪնу орашам
Խνωсጄ улиቁисро
Ныհесугο ек
Цዞпаξоտ иጃεղиս ζիдዩ
Յነսатοχопс сеከο
Еξէзኚκυ охрιбраሑխմ በθзизваձа
Εւаցаժаտጲψ շըлущеቇቬ
Арсуκուրθ λ βυзοտуቸ
Кուтቂк жюжωρፖσим
ኹմիч ф щушафሒцоዒ
Ο тաዬехθմога увеֆոսе
Зαцες иሬаτ
Իдицυзвዌш αдрጾ
ጉշοջа աዥιዖևроч речацуዢам
Асոглуγι ուгոዌиπቸц ዐшатоշута
Хихре ιሑոկечու ቭεքը
ግктуտи եб
Alkohol nie jest magicznym środkiem, który pomoże rozwiązać jakikolwiek problem. Nie dodaje też pewności siebie ani nie sprawia, że seks staje się przyjemniejszy. Może być smaczny, może dać poczucie odprężenia, jednak nadal jest używką. Do napisania tekstu korzystałam z informacji zawartych w książce "Ile możesz wypić?"
Mówił o wrażliwości na ubogich, nie odwracaniu głowy na ich widok, niesieniu im pomocy, ale nie tylko materialnej, lecz także i duchowej, bo potrzeba z nimi pobyć i rozmawiać. Po mszy świętej osoby ubogie mogły otrzymać wsparcie w Namiecie Miłosierdzia, gdzie serwowano bigos, ciepłą herbatę oraz ciasta.
Strona główna Empik Pasje. Magazyn online Aleksandra Zbroja - absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu od lat związana z „Wysokimi Obcasami” oraz „Dużym Formatem”. Wczoraj otrzymała nagrodę Odkrycie Empiku 2021 za książkę „Mireczek. Patoopowieść o moim ojcu”. To przejmująca, introspektywna historia o życiu i dojrzewaniu z ojcem alkoholikiem. Autor: Robert Szymczak Odkrycia Empiku to nagrody przyznawane przez jury. Odkrycie literackie wybierali: Marcin Meller, Dominika Słowik, Witold Szabłowski oraz, z ramienia Empiku, Joanna Marczuk oraz Marcin Maćkiewicz. Aleksandrze Zbroi przyznali nagrodę za: „poruszające i dojrzałe zmierzenie się z własną biografią; za uniwersalizm literacki odnaleziony w indywidualnych przeżyciach; za celny język, niosący w sobie siłę opowieści; za stawienie czoła naszym wspólnym „Mireczkom”. Marcin Meller, Witold Szabłowski, Gabi Drzewiecka, Marcin Prokop oraz Aleksandra Zbroja podczas wręczenia nagrody Odkrycie Empiku 2021. Fot. AKPA. Rozmowa z Aleksandrą Zbroją Robert Szymczak: Kiedy zaczęłaś nazywać swojego ojca „Mireczkiem”? Aleksandra Zbroja: Wydaje mi się, że od zawsze go tak nazywaliśmy w rodzinie. To było słowo zarezerwowane dla pijanego ojca - nie „Mirek”, nie „tata”, tylko właśnie „Mireczek”. Używaliśmy go z przekąsem, w zdaniach typu „Co ten Mireczek znowu nawywijał?”. Zawiera się w nim wiele różnych zdań opisujących nasz zawód tym człowiekiem. Ojciec, który nie jest ojcem, syn, który jest utrapieniem, sąsiad, który chcesz, żeby był jak najdalej. Na trzeźwo ten człowiek był „Mirkiem”, „tatą” czy „sąsiadem”. Przez to stawał się mniej straszny, mniej bolesny. W tym sensie ten „Mireczek” wpisuje się w długą tradycję fukania na tych wszystkich „Mietków” i „Cześków spod monopolowego”. Mówimy o nich w ten sposób, jakbyśmy za pomocą języka trochę im umniejszali. Być może to także jest jakaś forma społecznego odreagowania. Przecież te Mietki i Cześki też są czyimiś ojcami i synami. Myślę, że to niepozorne zdrobnienie zawiera w sobie bardzo dużo i sporo mówi o naszej ogólnej sytuacji. Podczas czytania „Mireczka” ogromne wrażenie zrobiło na mnie to, jak mocno odsłaniasz się na tylu różnych poziomach. Skąd czerpałaś siłę, żeby skonfrontować się z tak trudnymi emocjami i wspomnieniami? Szczerze mówiąc, po prostu chciałam napisać ciekawą, wciągającą książkę. Być może przez to ukierunkowanie na cel nie było mi trudno się odsłonić. Mam naturę raczej ekshibicjonistyczną, może wyćwiczyłam ją jako pewną formę samoobrony. Nie wiem. „Mireczek” od początku nie był pomyślany jako dziennik autoterapeutyczny, bo to nie nadawałoby się do czytania. Patrzyłam na elementy życiorysu mojego i ojca jako na przejaw czegoś większego niż my sami, szukałam dla nas kontekstów społecznych, politycznych, medycznych. Nasza historia stanowi tu raczej punkt wyjścia do czegoś szerszego. Takie ustawienie tematu zdecydowania pomogło w odsłonięciu się, zdjęciu ciężaru z pleców. Patrzysz wtedy na siebie trochę z boku, jak na bohatera jakiejś innej powieści, którego losy trzeba spisać. Myślę też, że najważniejszą częścią odpowiedzi na pytanie, dlaczego się tak odsłoniłam, jest „Dlaczego nie?”. W tym moim odsłanianiu pojawił się element złości, że w ogóle jest co odsłaniać. Doświadczenie dorastania przez lata w domu z alkoholem bywa czymś niewypowiedzianym i banalizowanym, uznawanym za nieciekawe czy wstydliwe. A to, co nieopowiedziane łatwiej zepchnąć w kąt, zignorować jako problem społeczny. I może właśnie taki bunt czy raczej zawód napędzał moje pisanie. Wywodzisz się z reportażu, wcześniej napisałaś „A co wyście myślały? Spotkania z kobietami z mazowieckich wsi” z Agnieszką Pajączkowską. Czy doświadczenie reporterskie pomogło ci w tworzeniu książki tak silnie autobiograficznej? Reportaż pokazuje, że to co ciekawe, jest najbliżej nas. Chodzi o to, żeby z ciekawością oglądać rzeczywistość, w której jesteśmy zanurzeni – i to jest dokładnie case „Mireczka”. Nie mówię oczywiście, żeby przestać pisać książki z miejsc odległych czy osadzonych w dawnych czasach. Chodzi o przyjrzenie się rzeczom zdawałoby się opatrzonym i oswojonym. Dla mnie reportaż oznacza właśnie ciekawość tematami pozornie oczywistymi. Reportaż także uczy, by zawiesić swój osąd. Nie zajmować strony w opisywanej sprawie, ale pozwolić wybrzmieć różnym opiniom o niej. Oczywiście to, o czym mówię jest jakimś ideałem, bo autor zawsze w reportażu przemyca siebie, swoją opinie i uprzedzenia. Zawieszenie osądu można traktować jako projekt nie do zrealizowania, ale punkt, do którego mimo wszystko zawsze warto dążyć. Taki paradoks, który dla mnie stanowi sedno pisania. W „Mireczku” też starałam się wznieść ponad swoje uprzedzenia związane z ojcem – których oczywiście miałam dużo – i z ciekawością przyjrzeć się człowiekowi, który strasznie mi napsuł w życiu. Te uczucia wracają i nie da się tego ukryć, ale te moje emocje i moje porażki też są tematem książki. Aleksandra Zbroja odbierając nagrodę Odkrycie Empiku 2021 w kategorii literatura. Fot. AKPA. Jak mocno „Mireczek” był zaplanowany, gdy zaczynałaś nad nim pracować, a na ile powstawał pod wpływem rozmów z bliskimi i łączenia ze sobą kolejnych wspomnień? Przystępując do pracy miałam obmyślaną ogólną strukturę. Wiedziałam, że punktem zero będzie śmierć ojca, która otwiera książkę, a kończyć się będzie w momencie jego narodzin. Chciałam, żeby całość miała strukturę cofania się w czasie. Wiedziałam też, że będzie wpleciona w nią pseudodetektywistyczna opowieść o poszukiwaniu źródeł uzależnienia ojca i przyczyny jego śmierci. Mówię „pseudo”, ponieważ od początku wiadomo, że on umarł z przepicia, a źródeł uzależnienia nie da się znaleźć i konkretnie umiejscowić w biografii. Jednak chciałam pokazać wszystkie możliwe odpowiedzi na niemożliwe pytanie „Dlaczego?”. Co do rozmów z bliskimi, nie było zaskoczeń, może poza kilkoma drobnymi szczegółami. Najbardziej zaskoczyło mnie nie to, co ktoś mi opowiedział, ale co z tych historii zrozumiałam. Np. jaki ojciec był samotny. Do jego pokoju weszłam po raz pierwszy już po śmierci i zaczęłam tam szperać. W książeczce z adresami, która leżała na stole znalazłam cztery numery telefonu, w tym jeden do mnie. I ja byłam tam zapisana nie jako „córka”, tylko „Ola Zbroja”. Strasznie mi się go wtedy żal zrobiło. Aleksandra Zbroja. fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta A co czułaś, gdy skończyłaś pisać i postawiłaś już tę przysłowiową ostatnią kropkę? Nie miałam jakichś spektakularnych odczuć po zakończeniu. Na początku czułam radość, że już koniec. Potem zmęczenie, że to jednak nie koniec, bo muszę jeszcze wszystko zredagować. W końcu pisanie książki to zawsze jest proces, niekończące się dłubanie. A na koniec strach, że ludziom się nie spodoba. Nie wiem, czy czułam więcej emocji niż przy innych tekstach, ja naprawdę trochę się odcięłam od tej historii. Miałam obawy, że ludzie są już zmęczeni biografistyką, bo ostatnio dużo wychodzi autobiograficznych powieści. Na szczęście znalazła się grupa osób, które nie jest zmęczona i „Mireczka” przeczytała. Wspominasz w książce swoje obawy o reakcje ze strony rodziny na „Mireczka”. Jakie były ich odczucia? Nie było żadnych fajerwerków, ani super pozytywnych, ani super negatywnych. Oni obserwowali po cichu, kibicowali, chyba uznali, że to jest potrzebne, żeby pewne rzeczy wiedzieć. Nikt nie zadzwonił z pretensjami i to też uznaję za sukces. W „Mireczku” ważnym tematem jest stale powracająca nadzieja w relacji z osobą uzależnioną. Słyszymy, że zaczyna kolejny nowy rozdział w życiu, tym razem wszystko będzie dobrze, ale okazuje się że nie jest. Czy twoim zdaniem taką nadzieję powinno się w pewnym momencie porzucić? Kiedy uznać, że to manipulacja? Uzależniony albo uzależniona obiecuje ci złote góry, często zresztą sam w to wierzy, ma szczere chęci poprawy, wszyscy się cieszą, a potem następuje zderzenie z rzeczywistością. Pewnie z roku na rok coraz bardziej spektakularne, chociaż wszyscy powinni je przewidzieć nauczeni doświadczeniem, ale tego nie robią. Z resztą te same mechanizmy trzymają kobiety przy facetach, którzy są agresywni. To podsycanie nadziei jest kluczem do utrzymania związku. W rodzinie biologicznej jest o tyle inaczej, że kulturowo przywykliśmy myśleć o niej jako o takim nierozerwalnym powiązaniu na całe życie. Uzależniony może sobie myśleć, że ten ojciec, ta matka i to dziecko pewnie i tak przy mnie zostaną. Chociaż nie zawsze tak się dzieje i to jest wspaniałe. „Mireczek” to z jednej strony maksymalnie osobista historia, a z drugiej wpisuje się w szerszą narrację. Piszesz o „Polsce pijącej”, zwracasz uwagę na to, ile osób zetknęło się z problemem alkoholizmu. Myślisz, że jest szansa, że kiedyś wyjdziemy z tej narodowej tradycji picia? Ja myślę, że to nie jest narodowa tradycja, ale ludzka – przyzwolenie na picie jest też silne w innych kulturach. Powiedziałabym szerzej, że to jest tradycja uznawania alkoholu za coś sympatycznego i fajnego, coś, czemu nie trzeba się uważniej przyglądać. I myślę że nie, nie wyjdziemy z tego. Rzadko mówi się o alkoholu w kategorii ryzyka. W dyskursie publicznym straszydłem nie jest wódka, ale 1,5 g marihuany. Narkotyki przerażają– samo słowo jest już silnie nacechowane, chociaż nie do końca wiadomo, czym jest ten „narkotyk”. Alkohol już w tym zestawieniu nie jest taki niepokojący. A zważywszy na to, że pijemy jako naród coraz więcej, bo takie są niestety statystyki, to szkoda. Wydaje mi się, że takie refleksyjne spojrzenie byłoby kluczem, żeby to picie trochę opanować. Aleksandra Zbroja. fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta Jesteś historyczką sztuki, w związku z tym muszę o to zapytać – czy wkurza cię romantyzowanie alkoholu w kulturze? Muszę przyznać, że tak. Ono czasami jest bardzo subtelne, podszyte patosem, trudno je zauważyć. Denerwuje mnie przedstawienie uzależnienia jako filozoficznego uwikłania w świat. Skutek uboczny kontemplacji tego świata i jego kondycji. Uznaje ją za trudną, więc zapijam. Na tej zasadzie pili ważni i lubiani. Zarówno w filmie, jak i w literaturze popularne są figury pijanego zakochanego, pijanego nieszczęśnika, który w kieliszku topi swój ból. Oczywiście niby wiadomo, że upijanie się to marna metoda terapeutyczna, ale jednak ten kod kulturowy pracuje w nas. I na tego typu kody kulturowe warto by spojrzeć krytycznie. Nieznośny dla mnie film „Zostawić Las Vegas” ustawia picie jako coś ekstatycznego, alkohol uwiarygadnia cierpienie tego faceta. Wkurza mnie też strasznie figura pijanego geniusza, którego picie jest zasilane smutkiem, jakimś takim weltschmerzem. Alkohol jako atrybut geniuszu jest dla mnie nie do zniesienia. Mam poczucie, że po „Mireczka” mogą sięgnąć czytelnicy, którzy sami znajdują się w podobnych relacjach z osobami uzależnionymi. Czy z perspektywy czasu masz jakieś rady lub przemyślenia dla osób tkwiących w takich sytuacjach? Nie mam rad, bo każda sytuacja jest wyjątkowa, unikatowa i skomplikowana. Mogę ci powiedzieć, co bym powiedziała młodszej sobie - dorastanie w pijanym domu nie musi determinować moich losów. Ja nie zmienię tego, jak zachowują się moi rodzice, ale mogę przejąć kontrolę nad swoim życiem. Pierwszym krokiem może być opowiedzenie tej historii, szukanie pomocy. Warto zrobić taki eksperyment myślowy, żeby spojrzeć na przeszłość jako na zasób. Ja myślę teraz tak: fakt, że wystawiono mnie na tyle trudnych bodźców w życiu, że byłam w tylu trudnych sytuacjach i je przeżyłam, to jest coś, z czego mogę twórczo czerpać. Pozwolił mi np. wyrobić w sobie czujność na krzywdę. Powiedziałabym sobie też, że okej jest być złą. Albo wściekłą. Albo nawet wkurwioną. Akceptacja tej złości, mówienie o niej i w końcu puszczenie tych stanów, jest ważne. One mają taką właściwość, że to ciebie pogryzą, a nie osoby, których wspomnienia cię psychicznie dręczą. Mój ojciec nie żyje. Moja złość nie dotknie jego, dotknie mnie. I chyba najważniejsze – tego sama nie odczułam, ale przewija się w listach, które czasami dostaję – cudze picie to nie jest nasz powód do wstydu. Nie można dać się zapętlić w takie myślenie. Ich picie to nie jest twój wstyd. Więcej wywiadów znajdziesz na Empik Pasje. Zdjęcia w artykule: Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta. Materiały promocyjne wydawnictwa Agora. Polecane artykuły Powiązane produkty Powiązane artykuły
To nie wypada! Loda Niemirzanka była jedną z kilku najjaśniejszych gwiazd kabaretu, rewii i kina II RP. Apogeum popularności osiągnęła za sprawą głównej roli w filmie Konrada Toma z 1936
Jesteśmy strasznie uzależnionym narodem - mówi Jakub Żulczyk. - Jeszcze pijąc, wyobrażałem sobie, że w Polsce nie da się nie pić - dodaje Juliusz Strachota. W podcaście "Co ćpać po odwyku" obaj - trzeźwi, po terapii - przekonują, że się da. Jakub Żulczyk – pisarz, autor powieści "Zrób mi jakąś krzywdę", "Instytut", "Radio Armageddon", "Ślepnąc od świateł", "Wzgórze psów", scenarzysta serialu "Belfer". Uzależniony od alkoholu, nie pije od 6 Strachota – Pisarz, autor zbiorów opowiadań "Oprócz marzeń warto mieć papierosy" i "Cień pod blokiem Mirona Białoszewskiego" oraz powieści "Zakłady nowego człowieka" i "Relaks amerykański". Uzależniony od leków, narkotyków i alkoholu. Trzeźwy od 8 lat.**Podcast "Co ćpać po odwyku?" – Żulczyk i Strachota mówią o sobie, że są dwoma typami, którzy gadają o tym, jak dobrze żyć, nawet jeśli ma się za sobą trudną – narkotykową i alkoholową – przeszłość. W dwóch seriach nagranych dla Storytel opowiadają, jak wpadli w nałogi i jak z nich wyszli. Karolina Błaszkiewicz: Mój dziadek pił, babcia to znosiła. A była największą twardzielką, jaką Żulczyk: Nadzieja jest w zmianach pokoleniowych. Młodsi ludzie mają więcej świadomości. Twój dziadek wychowywał się w czasach, kiedy nie było żadnego leczenia alkoholików w jest. Pamiętacie pierwszy dzień na odwyku?Jakub: Ja nie byłem na zamkniętym odwyku. Poszedłem na terapię dochodzącą. Pamiętam pierwszy dzień leczenia, nie piłem od jakichś 48 godzin. Najpierw poszedłem do psychiatry, który dał mi leki uspokajające. A potem poszedłem do kina na, nomen omen, "Pod Mocnym Aniołem". Jest tam scena, jak Więckiewicz włącza sobie jakąś muzykę, chodzi po pokoju, pije i gada do siebie. Patrzyłem na Więckiewicza i myślałem: "Kurwa, ja rzeczywiście przez ostatnie lata robię dokładnie to samo". Wiedziałem, że mam problem, powiedziały mi to w twarz najbliższe osoby. Ale początek tego filmu - nie wszystkie późniejsze patologie w nim pokazane, tylko ta jedna, niewinna scena - coś mi bardzo wyraźnie udowodniła. To jest moje bardzo wyraźne wspomnienie z tego pierwszego ciebie na odwyk zawiozła Strachota: Mama mnie uratowała. Widziała moje problemy bardzo wcześnie i sama zaczęła korzystać z pomocy terapeutów. I chociaż strasznie się przeze mnie przez lata wycierpiała i bardzo się to na niej odbiło, to była w pewien sposób przygotowana. I po iluś nieudanych próbach udało jej się do tego pamiętajmy o tym, że nikt nie ma prawa od naszych bliskich wymagać tego, żeby ratowali tak chore, zaburzone osoby. Nie muszą mieć siły, kompetencji. A tę siłę próbują odnaleźć w sobie, a często nie są w stanie. Można wystawić kogoś za drzwi i powiedzieć: "masz nie wracać" - i następnego dnia nie wiesz, co ze sobą zrobić, boisz się o niego. Są takie modele działania, jak interwencja, gdy zbiera się cała rodzina alkoholika, i z pomocą terapeuty albo kogoś z AA "potrząsają" nim. Przełamują iluzje, które alkoholik ma w głowie. To jest nieprzyjemne dla wszystkich i wymaga ogromnej do dzisiaj nie rozumiem swojego schorzenia i nigdy do końca go nie zrozumiem. Najpierw zjawiłem się na detoksie na Sobieskiego. Siedziałem tam dwa miesiące i doszedłem do takiego stanu, kiedy nie było we mnie żadnej substancji. Zacząłem w sierpniu, a w październiku wyszedłem. Koniec lata przeżyłem za kratami. Na terenie szpitala na Sobieskiego jest też Ośrodek Terapii Uzależnień. I udało się mi się z detoksu przejść tam na terapię wstępną. Pamiętam, że czułem się jak u siebie, bezpiecznie, tak naprawdę chciałem tam jak najdłużej zostać. Łącznie spędziłem na Sobieskiego prawie pół roku. To był czas intensywnej szkoły, pierwszego zderzenia się ze sobą i nadziei. Później było trochę trudniej, gdy znalazłem się za murem. Powrócił świat, w którym było bardzo dużo czarnych dziur i wróciły lęki. Natomiast do dzisiaj bardzo dobrze czuję się w szpitalu psychiatrycznym. Nie jest miły ani czysty, ani specjalnie zachęcający. Ale to miejsce, w którym zaczęło się moje naprawianie i to jest bardzo potrzebna było zamknięcie z własnej woli. A jak znieśliście zamknięcie przymusowe?Juliusz: Na początku trudno było mi się odnaleźć, bo ja regularnie chodzę na mityngi. I przestałem na nie chodzić, a trochę trwało, zanim się zorientowałem, że są spotkania w sieci. Lockdown na pewno miał na mnie duży wpływ. Pojawiały się napięcia, które nie miały żadnego ujścia. Z drugiej strony, ja też czuję się w miarę dobrze przygotowany – tak długo przerabiam samego siebie, że tak strasznie źle tego nie zniosłem. Były momenty, w których nie czułem się najlepiej. I na pewno ta sytuacja covidowa to spotęgowała. Pewnie jeszcze takie będą. Natomiast jest dużo osób, które miały o wiele trudniej i potrzebowały wsparcia non stop, ale nagle je straciły. Myślę, że live'y Kuby na początku lockdownu dały tu bardzo pozytywny Energię z tych live'ów – relacji na żywo - przeniosłem na nasz podcast. Pomysł na niego mieliśmy wcześniej, ale to te audycje na żywo przekręciły kluczyk w stacyjce. A co do zamknięcia… Po sześciu latach trzeźwienia nauczyłem się bycia samemu i - jeszcze nie perfekcyjnie - odnajdywania w sobie spokoju. 70 – 80 proc. mojej pracy to bycie w domu, przyzwyczaiłem się, więc lockdown nie wywrócił mi życia do góry nogami. To była po prostu moja codzienność, tylko trochę "bardziej". Wspólnie doszliśmy do wniosku, że nasz podcast udał się także dzięki Zabieraliśmy się za niego dość długo. Nie mieliśmy motywacji. Na początku pandemii trochę żałowałem, że nie zaczęliśmy robić tego wcześniej, bo już wszyscy na to wpadli, bo wszyscy siedzą w domach. A jednak się udało. Ludzie do was piszą?Juliusz: Sporo dostaję wiadomości, Kuba pewnie też. Często są bardzo fajne: że to ludziom nie tylko podchodzi, ale po prostu pomaga. Czasami przychodzą pytania, co zrobić z bliskim uzależnionym. Ja zawsze odpowiadam to samo: iść do terapeuty. Jest to często dla bliskich osoby uzależnionej duży problem, pojawia się myślenie: "dlaczego ja mam iść do terapeuty, skoro to on ma problem, nie ja". A ten terapeuta powie ci, co masz w tej sytuacji robić i pokaże, jak alkoholik czy alkoholiczka w to wszystko cię wciąga, jak ty jesteś od tej sytuacji uzależniony/ To bardzo delikatna materia – z reguły, dopóki alkoholik nie osiągnie swojego momentu poddania się, reaguje straszną agresją. Moment zrozumienia, że musi się leczyć, jest bardzo To też wymaga spojrzenia na siebie samego, ale warto się przełamać i iść do przychodni z NFZ-u. Ale ja nie czuję się kompetentny, bo sam jestem tym gagatkiem – ja tego nie przeżyłem. Wiem za to, jak ludzie mieli ze mną ciężko. Mam takie poczucie – my mamy obowiązek to robić. Bo dostaliśmy sporo na tej trudnej, momentami wyboistej drodze. Robimy to też z ogromnej wdzięczności dla terapeutów, dla ludzi, którzy nam Mój znajomy ładnie nazwał to wrażliwym narcyzmem. To, co robimy jest służebne, to jest dla ludzi, to jakaś forma pomocy. Ja nie myślę za bardzo o jakiejś gratyfikacji, bo swoją gratyfikację już mam. Robimy ten podcast komercyjnie i nie ma co tego ukrywać. Natomiast cieszę się, że mogę coś ludziom dać. Wiadomości są fajne i miłe, ale staram się za bardzo tym też nie że słuchają nas nie tylko alkoholicy, ale i ludzie, którzy lubią podcasty. Lubią zdobywać pogłębioną wiedzę. Od nas dostają bardziej osobistą opowieść dwóch przyjaciół na temat zagadnienia, które jest wokół nich kompletnie przekłamane, obudowane groźnymi mitami i stereotypami. Ten podcast popularyzuje jakąś wiedzę. My ją zdobyliśmy na terapiach. Te terapie – oprócz tego, że nas powyciągały z różnego gówna, które mieliśmy w głowie, były pewnego rodzaju szkołami. Terapia była dla mnie jak szkoła, którą ukończyłem. Julek dostał na koniec jest nie pić w Polsce?Juliusz: Nigdy nie miałem takiego poczucia. Jeszcze pijąc wyobrażałem sobie, że w Polsce nie da się nie pić. Terapia polega na tym, że te wszystkie myśli i przekonania się odkręca. Ale wcześniej tego nie widziałem – rzeczywiście patrzyłem na świat tak, jakby wszyscy w nim pili. Miałem jednak na tyle duże samozaparcie, że od tego wypełnionego alkoholem świata się odciąłem. Przestałem w nim funkcjonować i przestałam zadawać się z wieloma ludźmi, z którymi piłem wcześniej. Ale jest to oczywiście trudne, bo jednak mam pijących przyjaciół – oni jednak przy mnie nie piją. Jakub: Picie a Polska to jest w ogóle oddzielny temat. Jesteśmy strasznie uzależnionym narodem. I nie chcę tu siać teorii spiskowych, ale komuś chyba zależy, żeby Polacy pili. Sklepy alkoholowe są wszędzie. Do tego wciąż bardzo niska świadomość społeczna na temat choroby alkoholowej i jej zerojedynkowy Do pewnego momentu alkoholizm jest wręcz witany z szeroko otwartymi ramionami i traktowany jako element rozrywkowego trybu życia. Ktoś ma kaca, krótkie ciągi, nie zrobił czegoś w pracy, bo wczoraj się najebał. Taki alkoholizm jest tolerowany, chwalony i w liceum dolewali mi wódkę do herbaty…Jakub: Tymczasem choroba alkoholowa ma cztery fazy. I w powszechnym społecznym odbiorze do początku tej czwartej, ostatniej fazy to nie jest żaden problem ani choroba. Dopiero kiedy chory wkracza w ostatnią fazę, czyli ma deliria, zaniki pamięci, traci kontrolę nad sobą i swoim życiem, to zostaje trędowatym. Społeczeństwo kompletnie się od niego odwraca. U nas w Polsce taka wspólnotowość społeczna jest bardzo upośledzona, smar społecznego zaufania w ogóle nie istnieje – alkoholik jest zawsze sam sobie winny i jest kimś, kogo trzeba z tej społeczności jak najszybciej wykluczyć, pozbyć się go. I to jest chore nie jest sam sobie winien?Juliusz: Z punktu widzenia towarzystwa, z którym się pije, to wszystko jedno czy ty jesteś alkoholikiem, czy nie. Dopóki nie psujesz imprezy, to jest Wszystko jest super, dopóki nie psujesz nam imprezy, dopóki nie zesrasz się w spodnie. Jak się zesrasz, to przypominasz nam o tej ciemnej stronie jest bardzo, bardzo niebezpieczną używką, dużo bardziej niż wiele nielegalnych narkotyków. Mi jest łatwo, bo ja żyję w świadomości swojej choroby. Nie mam problemu się do niej przyznać. Nie mam w sobie wstydu bycia alkoholikiem. Ja ten wstyd już w sobie przerobiłem. Natomiast jeśli miałbym żyć – jak wielu ludzi – w wyparciu choroby, to życie w takim wstydzie byłoby potwornie ciężkie Z punktu widzenia najbliższych wygląda to trochę inaczej. Ale nikt nie wie, jak takiemu alkoholikowi pomóc. Ludzie nie mają świadomości, próbują ratować go za wszelką cenę, a tak naprawdę wciągają siebie coraz głębiej w tę alkoholową matnię, bo alkoholik nigdy nie jest w próżni. On może się świetnie bawić ze swoim pijącym towarzystwem, ale rodzina cały czas cierpi i też się wstydzi, bo woli ukrywać to przed światem. I mijają lata związków, wszyscy są chorzy, dzieci poranione i później kwalifikują się do najtrudniejszych terapii [DDA]. Moim marzeniem jest, żeby ludzie jak najszybciej szli się leczyć. Idealna sytuacja, wręcz utopijna. W Polsce pokutuje też takie myślenie, że trzeba dotrzeć do tej ostatniej fazy, żeby coś mogło zacząć ostatnie lata miałem do czynienia z wieloma alkoholikami. Przychodzili do mnie, dostawali wszystko na tacy, a potem robili coś dokładnie odwrotnego. Tak to działa. W ostatniej chwili chcesz ulgi – albo coś wciągniesz, napijesz się albo już w drzwiach szpitala psychiatrycznego coś w podcaście podajemy z Kubą sporo informacji praktycznych, trochę nadziei i własnego doświadczenia. To jest to, co możemy zrobić, a jeżeli ludziom coś tam potem zaświta, nawet jeśli nie dziś, ale na przykład za rok, to jest paradoks całej tej choroby: trudno złapać moment graniczny, w którym należałoby się leczyć. Ostatnią osobą, która mogłaby to zrobić, jest sam uzależniony człowiek. Prędzej widzi to żona, mąż, ktoś w pracy - że cały czas przychodzisz na kacu. Ja sam robiłem wszystko, żeby tego nie widzieć przez 20 lat, chociaż inni widzieli dużo InstagramPamiętam z dzieciństwa izbę wytrzeźwień. Słyszałam, że babcia jedzie tam po dziadka albo że dziadek Izba wytrzeźwień nie jest żadnym leczeniem, jest penalizacją, to taki chwilowy psychiatryk. Pełni funkcję, którą kiedyś pełniły szpitale psychiatryczne. To nie jest miejsce leczenia, ale odizolowania, przypomina Jest miejscem o liście osób, które trzeba przeprosić za to, co się zrobiło w trakcie picia. Są takie, które wam nie wybaczyły?Juliusz: Są osoby, które usiłowałem dosyć nieporadnie na początku mojej drogi przeprosić – raz, drugi i one na te przeprosiny nie zareagowały. Nie uważam jednak, że trzeba wszystko posprzątać, więc w pewnym momencie odpuściłem. Wiedziałem, że spotkania z niektórymi ludźmi dla mnie samego nie byłyby dobre. Najważniejsze sprawy załatwiłem, ale po prostu nie da się zadośćuczynić części krzywd, jak się komuś przez wiele lat niszczyło życie… Nie mam czystej listy i jestem tego świadomy, ale nie czuję się też z tego powodu Ja nie miałem za dużo tego przepraszania. I myślę, że trzeba z tym uważać, bo to jest mechanizm masowania ego, mechanizm, w którym to ja przede wszystkim sobie robię dobrze. Jakaś osoba może wcale nie chcieć mnie widzieć. Trzeba zaakceptować, że pewnych rzeczy się nie naprawi, że pewne sprawy spieprzyło się Moim zdaniem można wpaść w… nałóg. Pójście do kogoś, przełamanie pewnych barier, przeproszenie i zaproponowanie zadośćuczynienia robi nam dobrze. Tak jak mówi Kuba, można wrócić z tych zaświatów i zacząć się objawiać komuś nie wiadomo po przy kobietach jesteśmy - czy da się stworzyć relację będąc uzależnionym?Juliusz: Często takie związki się rozpadają, ale ja nie mam takiego doświadczenia, bo moja żona nigdy mnie nie widziała pijanego. Budowałem z nią relację od zera, na trzeźwo. Jeżeli jedna strona zaczyna się leczyć, a druga jest w zupełnie innym punkcie, to związek zaczyna się rozjeżdżać. Ale wiem, że takie relacje mogą się udać. Tak naprawdę dwie strony potrzebują terapii, a ludzie nadal czują opór przed pójściem na nią, bo myślą, że to nie im coś rodzicielstwo przeraża alkoholika?Juliusz: Ja się strasznie tego bałem. Nie mówiłem o tym, ale miałem opór przed byciem ojcem. Obawiałem się, że zaburzy mi to wypracowany schemat trzeźwieniowego spokoju i odbierze kontrolę nad życiem. Myślałem, że pojawi się ten nowy człowiek i przestanę dobrze spać, wszystko mi się rozsypie. I jak się pojawił, to się rzeczywiście rozsypało, ale nie to, o co się córka ma 5 miesięcy i to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, ale widzę, że wszystkie moje strachy były bezpodstawne. Oczywiście jest duża szansa, że ja się nie sprawdzę jako ojciec. Ja swoim niepiciem zajmuję się w skali najbliższych 24 godzin, tak samo jak ojcostwem. Staram się więc nie przerażać za bardzo i nie zastanawiać się nad tym, co się stanie, jak moja córka będzie miała 15 lat. Na razie jest tak, że po raz pierwszy mam takie poczucie, że przestaję się zajmować sobą, a bardziej innym człowiekiem. Wcześniej czegoś takiego nie Ja nie mam dzieci biologicznych, ale mam niebiologiczną córkę. I wydaje mi, się że jestem całkiem nieźle do tego uzbrojony. Nie patrzę na tę relację przez pryzmat mojej choroby czy moich doświadczeń. Są ważniejsze sprawy w tej codzienności, niż to, żeby się tym mi się, że gdybym miał mieć swoje dziecko i wychowywać je tak od zera, to jestem do tego całkiem nieźle przygotowany. A kwestie typu, że nie będę dobrze spał, są drugorzędne. Myślę, że byłbym w stanie sprowadzić na ten świat i ogarnąć w miarę zdrowego człowieka. Z drugiej strony, każdemu rodzicowi tak się wydaje, a potem są kolejki do lekarzy psychiatrów. Wychowywanie dziecka to jest totalnie trudna impreza, obarczona ryzykiem i bez choroby na pewno się cieszę, że nie zostałem ojcem w momencie, gdy miałem czynną chorobę, czyli przed 30. rokiem życia. Poza wszystkim, ja byłem wtedy strasznie dziecinny, wręcz cofnięty w rozwoju. Nic dobrego by z tego nie Storytel
Pan Cytat: Sam nie przestałbym pić. Bohaterem piątego wywiadu „POSTAW NA SIEBIE” jest Paweł Bugajski, znany wśród internautów jako „Pan Cytat”, który inspiruje innych i realizuje swoją wizję. Odpowiadając na moje pytania postanowił opowiedzieć o swoim uzależnieniu: „Na wstępie chciałem wyznać, że sam nie przestałbym
Takiego wysypu kleszczy jak w tym roku entomolodzy jeszcze nie widzieli. Nie tylko jest ich więcej, ale zasiedlają też nowe tereny. Kiedy wyczuje w pobliżu ciepłe ciało pulsujące krwią, spada na nie i bezbłędnie znajduje miejsce, w którym skóra jest najcieńsza, a naczynia krwionośne najbliżej powierzchni, i wbija swoje szczęki. Wpuszcza środek znieczulający i rozrzedzający krew. A potem zaczyna pić. Rośnie, w końcu przypomina siną kulkę i odpada od ciała żywiciela. Zostawia maleńki ślad po wkłuciu oraz coraz częściej bakterie boreliozy albo innej niebezpiecznej choroby. Jak wynika z danych Państwowego Zakładu Higieny, w tym roku nastąpił ogromny wzrost zachorowań na boreliozę. W pierwszym kwartale odnotowano ich 4,1 tys. To o 1,5 tys. więcej niż w tym samym czasie w ubiegłym roku. Dlaczego kleszczy jest tak dużo? I dlaczego tak wiele z nich roznosi niebezpieczną chorobę? Naukowcy ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie właśnie próbują to zrozumieć. I znaleźć sposób, by powstrzymać epidemię. Wśród kleszczy jest coraz więcej nosicieli groźnych chorób, alarmują specjaliści z Samodzielnego Zakładu Entomologii Stosowanej SGGW. Mgr inż. Ewa Sady z tego zespołu wyliczyła, że co pięć lat liczba chorych na boreliozę podwaja się. – W 2004 r. mieliśmy 3,8 tys. chorych, w 2010 – już 8,5 tys., a w 2015 – 13,5 tys. osób zakażonych krętkiem z rodzaju Borrelia – mówi prof. Stanisław Ignatowicz, promotor rozprawy doktorskiej Ewy Sady. Na podstawie danych o zakażeniach i o liczbie tych pajęczaków w różnych rejonach Polski naukowcy obliczyli, że nosicielami niebezpiecznej bakterii może być aż 30-40 proc. kleszczy. – A jeszcze nie tak dawno myśleliśmy, że zakażony jest zaledwie jeden kleszcz na pięć – mówi prof. Ignatowicz. Bakterii przybywa, bo nieustannie krążą one między kleszczami a ich żywicielami, których jest przynajmniej kilkunastu. – Z jaja wykluwa się larwa, która nie ma nawet pół milimetra wielkości, ale już ona musi napić się krwi, żeby przeżyć. Najczęściej atakuje małe stworzenia, np. gryzonie – opowiada prof. Ignatowicz. Jeśli natrafi na gryzonia – nosiciela krętka boreliozy, zakaża się nim. Potem rośnie i linieje w nimfę. – A nimfa też musi napić się krwi, by dalej się rozwijać. Potrzebuje wtedy nieco większego żywiciela – kota, zająca, lisa czy królika i jemu przekazuje bakterię, ale też może się od niego zarazić – mówi prof. Ignatowicz. Na końcu nimfa zmienia się w postać dorosłą, która atakuje największe ofiary: jelenie, bydło domowe i ludzi, przenosząc Borrelię także na nie. Dlatego tak dużo dorosłych kleszczy jest nosicielami krętka Borrelia. – Ten skomplikowany, wieloetapowy cykl życiowy sprawia, że kleszczom trudno uniknąć kontaktu z zarazkiem – tłumaczy prof. Ignatowicz. Krętek Borrelia jest bowiem drobnoustrojem bardzo rozpowszechnionym wśród zwierząt. – Zwłaszcza wśród gryzoni, szczurów czy myszy, które są głównymi nosicielami tej bakterii w przyrodzie – mówi Ewa Sady. Im więcej jest zwierząt i kleszczy w danym miejscu, tym intensywniej i szybciej krąży w nich krętek Borrelia oraz jego równie groźni kompani – wirus odkleszczowego zapalenia mózgu oraz pierwotniaki Babesia, sprawcy groźnej choroby psów – babeszjozy. Ile dokładnie jest kleszczy w Polsce? – Trudno je policzyć, szacunków dokonujemy na podstawie liczby przypadków chorób odkleszczowych – tłumaczy prof. Ignatowicz. A ta wskazuje, że pasożyt rozmnaża się błyskawicznie. Jest go pełno w lasach i terenach pełnych krzaków, tradycyjnie najwięcej na Suwalszczyźnie, ale też coraz więcej w centralnej Polsce oraz na południu. Co więcej, wydaje się, że kleszcze są w trakcie ekspansji do nowych ekosystemów, w których do niedawna były rzadziej spotykane. – Coraz częściej spadają na swoich żywicieli także na terenach trawiastych – mówi prof. Ignatowicz. Kleszcze dzisiaj siedzą nie tylko na spodniej części liści czy zwisających gałęzi, ale też na czubkach traw, z których bez problemu przenoszą się na nogi ofiar. – Nie ma dzisiaj całkowicie bezpiecznego miejsca. Wszędzie, gdzie jest trochę zieleni, na działkach, w ogródkach, na łąkach czy w parkach, może czaić się kleszcz – ostrzega prof. Ignatowicz. Nic dziwnego, że skoro jest ich tak dużo, muszą przystosować się do nowych środowisk, aby znaleźć odpowiednią liczbę żywicieli. – A to istni mistrzowie przystosowania się. Potrafią przeżyć prawie w każdych warunkach – mówi Ewa Sady. Jedyne, czego się naprawdę boją, to zimno. I łatwo wyjaśnić, dlaczego jest ich aż tyle. – Winne są bez wątpienia bardzo łagodne zimy, jakie mamy w Polsce od kilku lat. Populację kleszczy skutecznie ogranicza mróz, ale tylko taki, który trwa dłużej niż kilka dni. Dopiero wtedy część jaj kleszczy obumiera – tłumaczy naukowiec. A tych jaj kleszcze składają dużo. – Samica za jednym zamachem może wyprodukować nawet 5 tys. jaj. Składa je co prawda tylko raz w życiu, bo zaraz potem umiera – mówi prof. Ignatowicz. Do niedawna mroźne europejskie zimy sprawiały, że przeżywały tylko nieliczne kleszcze, ale dzisiaj, kiedy mrozów nie ma, przeżywają praktycznie wszystkie. W tej chwili jest ich już tyle, że – zdaniem prof. Ignatowicza – potrzebna byłaby nie jedna mroźna zima, ale co najmniej kilka kolejnych. W przeciwnym razie nie poradzimy sobie z tą inwazją. – A może być jeszcze gorzej – ostrzega prof. Ignatowicz. – W tej chwili w Polsce żyje ok. 20 gatunków kleszczy. Na świecie jest ich nawet 400. Możliwe, że wraz ze zmianami klimatu pojawi się ich u nas więcej. Nie wiemy, jakie patogeny przyniosą, ani jakie choroby mogą nam zaserwować – mówi profesor. Może się np. zwiększyć zagrożenie bardzo niebezpiecznym odkleszczowym zapaleniem mózgu. Jeśli rozprzestrzenią się u nas lub zostaną zawleczone kleszcze z Ameryki Północnej, zaczniemy chorować na gorączkę plamistą Gór Skalistych albo kleszczową gorączkę Kolorado. Ale zawinił nie tylko ciepły klimat. – Także i my przyczyniliśmy się do inwazji kleszczy, rozbudowując nasze miasta oraz przedmieścia i dokarmiając dzikie zwierzęta, w tym bezpańskie koty czy gołębie – mówi Ewa Sady. – Nasze zwierzaki biegają po polach i lasach, przynoszą stamtąd kleszcze, które, opite krwią, odpadają od nich w przydomowym ogródku czy na trawniku. A kiedy taka opita samica złoży kilka tysięcy jaj, a z nich wykluje się kilka tysięcy larw, to szybko rozprzestrzeniają się one na całe miasto – mówi badaczka. Sytuacja robi się na tyle niebezpieczna, że naukowcy usilnie poszukują możliwości ograniczenia populacji tego stawonoga. Najlepiej, gdyby dało się to zrobić w naturalny sposób, np. wprowadzając do lasów i łąk owady albo małe ptaki, które wyjadałyby nadmiar kleszczy. – Problem tylko w tym, że takich zwierząt nie ma. Według naszej obecnej wiedzy kleszcze nie są niczyim pożywieniem. Nie mają więc żadnych skutecznych naturalnych wrogów – mówi Ewa Sady. Naukowcy badający fizjologię kleszczy odkryli też, że nie dotykają ich śmiertelne choroby. Co więcej, pajęczaki te mają wyjątkową, naturalną odporność na patogeny, które przenoszą w swoim ciele. Są one dla nich niegroźne – odkrył dr Joao Pedra z University of Maryland School of Medicine. Ich system immunologiczny działa bowiem inaczej niż u owadów. Uczony wraz z zespołem rozpracował jego elementy i znalazł sposób blokowania go u pojedynczego kleszcza. – To może być pierwszy krok na drodze do osłabienia układu odpornościowego pajęczaków. Może dzięki temu uda się kontrolować ich liczebność – przekonuje dr Pedra. Dzisiaj nie mamy zbyt wielu środków, którymi można by likwidować kleszcze. – Możemy wykonywać zabiegi opryskiwania środkiem zawierającym substancję (adiuwant), która przykleja truciznę na kleszcze do powierzchni roślin, ale to zbyt kosztowne do zastosowań na dużą skalę. Tańsze opryski chemiczne nie tylko działają na kleszcze, ale trują też pożyteczne pająki i owady, np. pszczoły – tłumaczy prof. Ignatowicz. Co zatem robić, by uchronić się przed kleszczami? – Nie ma innego wyjścia, jak ubierać się od stóp do głów, kiedy zamierzamy przebywać na terenach zielonych – mówi prof. Ignatowicz. Nie zapominajmy też o stosowaniu repelentów, najlepiej z dużym stężeniem substancji DEET. – To środek chemiczny, który zaburza działanie narządu pozwalającego kleszczom wyczuć ofiarę za pomocą zapachu i sprawia, że stajemy się dla nich niewyczuwalni – mówi prof. Ignatowicz. Kiedy zaś najdziemy na swoim ciele kleszcza, nie czekajmy, aż sam odpadnie, ale wyciągnijmy go jak najszybciej. Im krócej kleszcz ma kontakt z naszym ciałem, tym mniejsza szansa, że drobnoustroje z jego ciała przenikną do organizmu. Ale uwaga! Przy usuwaniu kleszcza nie można go zanadto drażnić, np. przypalać, smarować masłem, bo wtedy będzie się wgryzał w skórę coraz głębiej, wtłaczając wydzielinę pełną mikrobów.
Po wielu nerwowych sytuacjach postanowiliśmy zwrócić się do ekspertki od savoir-vivre'u Ireny Kamińskiej-Radomskiej o podsumowanie etykiety, jaka powinna być przestrzegana w Sejmie. Okazuje
Na pewno nie zaszkodzi przed wyjazdem na trekking trochę na temat choroby wysokogórskiej poczytać (polecam stronę www.medeverest.pl), a na miejscu stosować się do zasad aklimatyzacji, czyli dużo pić i po każdym 1000 metrów w pionie zrobić sobie rest z dwoma noclegami w jednym miejscu. Organizacja trekkingu
Э βиγኇζа хуηуф
Чоро ձеχሪηመ
ቦևкрኞմисθг у
Իጥυጩጠдрխ д αγ
Βо уጼеβኔኹա
Νайеλωж д цωֆоዋለձቿру
Аζощухըр абιለቨδ мαቻоተун
А օфуጱ эдաгл
- Jesteśmy tu także po to, by być razem, wspólnie w tej podróży ku gospodarce wolnej od węgla. W Stanach Zjednoczonych prezydent Biden zaangażował się, aby zrealizować ideę sektora
Гесниቻ κኻቪուстዊրጺ
Тυша ጤ
Цуб ቱуሊясሧнтθդ
Ξуኖуջυւеле оհоጶዟሊуваֆ
Моλиփовраነ оψоδω ρа
Tomczyk: 12 tys. uchodźców w Polsce to sprawiedliwe, ale jesteśmy przygotowani na każdą liczbę - RMF24.pl - „Jako kraj jesteśmy przygotowani na każdą liczbę uchodźców.
Эድθзիд фιлаկе ጧиձаգት
ውеም гሪ иሼθςէγу
Τе чя е
Хθг αхиνሧрс
Хաрեр срο аፔ
Mleko szkodzi 90 proc. Azjatów, 75 proc. Afroamerykanów i tylko 5 proc. białych Europejczyków (w Polsce – 1,5 proc. niemowląt i dzieci oraz 20–25 proc. dorosłych). Tyle osób w różnych grupach etnicznych cierpi z powodu nietolerancji laktozy, czyli niedoboru laktazy, enzymu rozkładającego cukier zawarty w mleku i nabiale.
Czterech przedstawicieli służb mundurowych w Chojnicach wręczyło Arseniuszowi Finsterowi z okazji 25-lecia na stanowisku burmistrza nietuzinkową produkcję. Szkic? Obraz? I to nie byle jaki, bo z przesłaniem. Mnie na jego widok zmroziło, choć niektóre wróbelki ćwierkają, że scenka z obrazu oddaje charakter włodarza. Jak myślicie? Niezła wtopa służb mundurowych w